Znałem wielu ludzi, którzy chcieli się zabić, dlatego uważam, że mogę się domyślać co czujesz w tej chwili. Wiem, że możesz nie mieć ochoty na czytanie grubej księgi, dlatego będę się streszczał. Ponieważ mamy spędzić razem pięć minut, chciałbym podzielić się z tobą pięcioma prostymi myślami.
Mam pełną świadomość, że dość dziwnie i głupio wygląda człowiek, który stoi na krześle z miotłą w ręku, na końcu której jest aparat, który nieustannie rejestruje video, ale za moment wszystko stanie się jasne, obiecuję, dlatego, że mniej więcej miesiąc temu zauważyłem, że mojemu kończeniu książki w tych okolicznościach stale, o właśnie, przygląda się nie kto inny tylko, jak pewien gość, który właśnie powrócił do swojej dziupli powiedzielibyśmy ukrytej w tej ścianie. Tak sobie tutaj wzajemnie żyjemy on sprawdza niemal każdy rozdział mojej książki, ja obserwuję jego zwyczaje, a mowa o naszym bohaterze, jakim będzie szerszeń. Wokół tych zwierząt narosło sporo mitów i nieścisłości. Czas się z nimi rozprawić. Zapraszam. O! Jak się pięknie ujawnił na sam koniec. To jest transkrypcja odcinka z kanału Polimaty – wersja wideo dostępna poniżej: Książki Radka: 👉 Włam się do mózgu 👉 Inaczej 👉 Nic bardziej mylnego Ludowa mądrość głosi, że użądlenie siedmiu szerszeni zabije konia, a już trzy to na pewno powalą człowieka, to jeden z mitów, które latają wokół tych owadów i właśnie z powodu podobnych, obiegowych opinii, szerszenie są bezmyślnie zabijane w imię przesądów, czy nieuzasadnionego strachu. To niesamowite miejsce, gdzie możemy obserwować pszczoły przy pracy. Są one skupione, cały czas chronią także to miejsce gdyby uznały mnie za wroga zbyt dużego, to naturalnie użyłyby jadu swoich żądeł. W związku z tym moglibyśmy zastanowić się nad relacją ich systemu obrony do tego, który stosowany jest przez szerszenie. Zdrowy człowiek, co raz na zawsze podkreślmy, może poradzić sobie nawet z kilkudziesięcioma użądleniami po ataku szerszenia europejskiego, którego spotkamy na swojej drodze. Czyli nie jest to groźniejsza sytuacja niż ofensywa pszczoły, czy też osy, a wyliczanki o siedmiu użądleniach na konia, czy trzech na człowieka, są wyssane z palce, bo nie da się jednoznacznie stwierdzić ile użądleń może zakończyć się dla nas tragicznie. Czasem u osoby uczulonej wystarczy tylko jedno użądlenie aby skończyło się naprawdę fatalnie, na wstrząsie anafilaktycznym czyli potwornych dusznościach połączonych ze swędzeniem, nudnościami i spadkiem ciśnienia krwi. Identyczne jednak zagrożenie istnieje w przypadku pszczół, czy os. Szerszenie po prostu nie są na tym polu wyjątkowe, ale ktoś może powiedzieć tak: „Hola hola panie Kotarski mnie w życiu użądliła i pszczoła, i osa, i szerszeń, a to ostatnie starcie zapamiętałem najgorzej”. Byłaby to zupełna racja, ponieważ w szerszenim jadzie jest obecny wzmacniacz bólu powiedzielibyśmy zwany acetylocholiną. Przez co takie użądlenie jest bardziej nieprzyjemne, ale niekoniecznie groźniejsze. Skąd zatem wziął się taki lęk przed szerszeniami? Poza bolesnym użądleniem, te owady groźnie bzyczą i są zwyczajnie większe od pszczół i os. Królowa potrafi mierzyć nawet 3,5, 4 centymetry czyli tyle, co średnica owocu orzecha włoskiego. Tak płynnie przechodzimy do kolejnego mitu, gdyż niektórzy są święcie przekonani, że szerszenie wrogo reagują na ludzi. Jednak wybitny popularyzator wiedzy o tych żyjątkach, profesor Marek Kozłowski nazywa szerszenia wprost super łagodnym owadem. Przekonuje, że przy odpowiedniej współpracy, szerszenia można bez obaw zaprosić na własną rękę, czy nawet twarz. Żądlenie po prostu nie jest jego największym hobby. Robi to w obronie, gdy podejdziemy za blisko gniazda, jak w tym przypadku, gdy próbowałem go nagrać na wyciągniętym na miotle statywie. W pewnym momencie szerszeń się zdenerwował i wleciał prosto na mnie, co częściowo udało mi się nagrać. Tak samo może stać się, gdy panikujemy i wykonujemy zbyt gwałtowne ruchy. Użądlić szerszeń może nas tak, że gdy przypadkowo zaplącze się w ubranie. W takim razie na podstawie tego, co już wiemy odpowiedzmy na ważne pytanie: Czy szerszeń europejski spotykany w Polsce może zabić człowieka. Tak. Czy jednak jest na to duża szansa? Absolutnie nie. Zdarza się to niezwykle rzadko, a potencjalna ofiara musiałaby mieć ogromnego pecha i najczęściej uczulenie. Czy na tym tle jad szerszenia jest groźniejszy od tego, który może wstrzyknąć nam osa lub pszczoła? Również nie. A istnieją nawet badania naukowe, które pokazują, że użądlenie szerszenia może być najmniej niebezpieczne przy porównaniu z pszczołą lub osą. W takim razie poznajmy świat szerszeni nieco lepiej. Zdecydowanie częściej szerszenie walczą ze swoimi naturalnymi wrogami, którymi mogą stać się, uwaga, także inne szerszenie. Byłem świadkiem paru walk między nimi i marnego końca jednego z szerszeni, który otrzymał śmiertelną dawkę jadu od swojego współtowarzysza. Nie był już w stanie latać i wkrótce zakończył się jego żywot. A co z lokowaniem gniazd szerszeni przy ludzkich domach. Czy czasami nie jest to przejaw wrogiej postawy i chęci ataków na człowieka? Nie, bo za sąsiedztwo z szerszeniami podziękujmy sami sobie. Owady naprawdę wolałyby budować się na swoich osiedlach, w lasach dębowych, to tam najchętniej tworzyłyby wielopiętrowe spektakularne gniazda wykonane z drewna i lepkiej ślin, ale ekspansja ludzi i przekształcanie krajobrazu doprowadziło do tego, że takich naturalnych siedzib już brakuje, dlatego owady się dostosowują i poddasze domu traktują jako kwaterę zastępczą. A gniazdo to ichniejsze królestwo i świętość, które jest ściśle pilnowane przez oddelegowane robotnice. Te, w razie potrzeby będą biły na alarm aby ostrzec przed zagrożeniem. Nie powinniśmy się jednak zbytnio przywiązywać do rodziny szerszeni nawet jeżeli żyjemy z nimi w zgodzie po sąsiedzku. W następnym roku po tej konkretnej gromadce nie będzie już śladu. Szerszenie żyją tylko jeden sezon i każdej jesieni dokonuje się prawdziwy Armagedon. Zimę przetrwają tylko zapłodnione królowe, które zdołają się skutecznie schować gdzieś w zakamarkach kory starych drzew. Robotnice i samce nie mają na to szansy. Dla samców jedynym prawdziwym zadaniem będzie miłosne zbliżenie się z królową, gdy spełnią misję, to mogą umierać. Natomiast wiosną królowe, które uporały się z zimnem i głodem, wylatują w poszukiwaniu miejsca na gniazdo. Jeśli więc w okolicach kwietnia zobaczycie jednego, dużego szerszenia, to istnieje spora szansa, że właśnie podpatrujecie królową w trakcie zwiadu. Królowa musi narobić się głównie na początku, zakładając małe gniazdo i opiekując się pierwszymi złożonymi jajami. Później większość obowiązków przejmą nowe robotnice, a królowej przyjdzie myśleć wyłącznie o kolejnych porodach. Jeszcze jedno ciekawe pytanie. Czy takie społeczności szerszeni są nam jakkolwiek przydatne? Owszem, mogą nam na przykład pomóc podczas polowań na denerwujące muchy. Z drugiej strony trzeba przyznać, że nieco rzadziej, ale niestety wojują także z pożytecznymi pszczołami. Jednak obok owadów sporo na obecności szerszeni traci roślinność. Tutaj szerszenie dają się we znaki, bo lubią takie wegetariańskie menu, jak soki z drzew, korę lub słodkości na przykład w postaci dojrzałych owoców. Przy tym na pewno nie są tak upierdliwe, jak osy, które zatruwają nam letnią przyjemność z jedzenia ciasta lub lodów na świeżym powietrzu. Zwłaszcza pod koniec wakacji osy są niezwykle denerwujące, ale można to naukowo wytłumaczyć. Zwyczajnie wtedy zdarza im się latać po paru głębszych. Tak, nie przesłyszeliście się bowiem osy często na przykład pod koniec sierpnia nie co sobie folgują i zabierają się za sfermentowane owoce. A wtedy po prostu upijają się tak przyswojonym alkoholem i są dla nas nie do zniesienia. Wychodzi więc na to, że szerszenie wcale nie są takie złe. Subskrybuj „Polimaty” i otrzymuj informacje o najnowszych odcinkach. Sprawdź również inne materiały. Autor odcinka – Radek Kotarski Read 4. "Mogę ich zabić." from the story One Girl - Two Faces by polish_unicorn2115 with 3,077 reads. couple, gun, twins. - Musisz mieć jakieś przezwisko. Lud Witam! Jesteś młodą kobietą, przeżywasz teraz zmiany okresu dojrzewania. W tym czasie następują bardzo intensywne przemiany w Twojej psychice i organizmie. Nie masz jeszcze wypracowanych sprawnych metod radzenia sobie w trudnych, stresujących sytuacjach. W wieku dojrzewania młodzi ludzie przeżywają wiele trudności związanych z własną samooceną, która zwykle jest zaniżona. Bardzo potrzebują także akceptacji ze strony otoczenia, dlatego każde przykre słowo czy uwaga może powodować bardzo silną reakcję emocjonalną. Piszesz, że nie chcesz się zabić, jednak w trudnych chwilach do tego dążysz. Napięcie emocjonalne w takich ciężkich chwilach może powodować u Ciebie narastanie poczucia bezsensu oraz przeświadczenia, że śmierć zmieni sytuację. Dobrze, żebyś spróbowała w takich momentach mówić bliskim, co czujesz i jak odbierasz takie sytuacje. Piszesz o rodzicach, którzy o Ciebie dbają. Warto opowiedzieć im o tym, co dzieje się w trudnych dla Ciebie momentach. Oni mogą Ci pomóc w poradzeniu sobie z tymi myślami i znalezieniu innych sposobów radzenia sobie z problemami. Możesz poprosić ich o wspólną wizytę u psychologa. Pomoc specjalisty może być wartościowa w tej sytuacji i pomóc Ci przezwyciężyć wewnętrzne trudności. Pozdrawiam Czy można strzelić z pistoletu do nożownika? Czy można wyprzedzić cios atakującego? Czy możesz się bronić, gdy masz możliwość ucieczki?Na te i wiele innych p Alergia może mieć dramatyczny przebieg. W przypadku wstrząsu anafilaktycznego można mówić o igraniu z życiem. O tym, jak niebezpieczna mogą być alergie, mówi prof. Bolesław Samoliński, alergolog, otolaryngolog, specjalista zdrowia publicznego. Fot. WUM PAP: Czy alergia może zabić człowieka? Prof. Bolesław Samoliński: Są alergie, które są niebezpieczne. Najbardziej dramatyczny przebieg alergii to jest anafilaksja, która - kończąc się wstrząsem anafilaktycznym - może doprowadzić w bardzo szybkim czasie do zgonu. Ale są też i takie postacie, jak np. astma oskrzelowa, przy której zdarzają się incydenty, że pacjent ma tak gwałtowny i silny skurcz oskrzeli, iż powietrze nie dochodzi do pęcherzyków płucnych, nie ma wymiany tlenowej i człowiek się po prostu dusi. Konkludując: zarówno z powodu astmy, jak i wstrząsu anafilaktycznego, alergicy mogą odejść. Co wywołuje najczęściej wstrząs anafilaktyczny – użądlenia owadów błonkoskrzydłych? U dorosłych takie reakcje na jad os, pszczół czy szerszeni zdarzają się częściej, niż u dzieci, u których takie ryzykowne reakcje ogólnoustrojowe występują raczej po spożyciu pokarmów. A niektóre pokarmy potrafią bardzo uczulać – np. orzeszki ziemne – wywołując wstrząs anafilaktyczny. Mamy dramatyczne opisy w literaturze, które pokazują, że nawet nie trzeba spożyć tego orzeszka, wystarczy być w bezpośrednim sąsiedztwie osoby, która je spożywa i sam pył unoszący się w powietrzu może być tak silnie alergizujący, że doprowadzi do silnej reakcji anafilaktycznej. Zdarzają się także wstrząsy po podaniu leków, zwłaszcza dożylnie – dostarczamy tu bezpośrednio do organizmu substancję, która w bardzo dramatyczny sposób potrafi wywołać reakcję ogólnoustrojową. Natomiast jady owadów błonkoskrzydłych są bardzo ciekawym alergenem, gdyż jeżeli możemy się chronić przed orzeszkami, mlekiem czy czekoladą po prostu ich nie jedząc, możemy wiedzieć, że pewnych leków nie wolno nam brać, to jesteśmy trochę bezbronni wobec tego, że jakaś osa pojawi się w naszym otoczeniu. Reakcja uczuleniowa rozwija się w takiej sytuacji błyskawicznie, w ciągu kilku - kilkunastu minut może być już za późno, żeby uratować użądlonego. Czy może się zdarzyć, że choć jako dziecko nie byłam uczulona na jad błonkoskrzydłych, to dziś mój organizm dorosłej osoby może zareagować na użądlenie wstrząsem, a ja po prostu o tym nie wiem? Zwykle pacjenci wiedzą, ale faktycznie jest tak, jak pani mówi – we wczesnym dzieciństwie możemy nie reagować na jad błonkoskrzydłych i dopiero później się uczulić. Bo z alergią jest tak, że jest to choroba zależna od środowiska. Geny oczywiście mają swoje znaczenie, ale to środowisko decyduje, na co się uczulamy, gdyż jak się rodzimy, nie mamy żadnego uczulenia – dopiero później je nabywamy z powodu kolejnych kontaktów z alergenem. Przy pierwszym kontakcie – niezależnie od tego, czy jest to jad szerszenia, czy orzeszki – nie wystąpi żadna reakcja. To oznacza, że jeżeli jestem miłośniczką orzeszków arachidowych i jem ich dużo, to się w końcu na nie uczulę? Tak właśnie jest, i dlatego w Stanach Zjednoczonych, gdzie się spożywa ich faktycznie dużo, alergii na nie też jest sporo. Tam są liczne towarzystwa osób uczulonych na orzeszki, grupy wsparcia, zakładane są portale, na których pacjenci się wzajemnie informują, w jaki sposób ograniczyć potencjalny kontakt z alergenem. Są porady stosowane bezpośrednio do dzieci typu: "Nigdy nie jedz kanapek oferowanych ci przez kolegów, bo nie wiesz, co tam jest". Natomiast prezydent Obama wydał dekret, aby w szkołach amerykańskich umieścić na ścianie gablotę ze strzykawką zawierającą adrenalinę, obok wisi tablica, na której są zdjęcia dzieci z anafilaksją na skutek zażycia jakiegoś alergenu i napis: "Jeżeli John tak wygląda, zbij szybkę i podaj mu lek w taki a taki sposób". Jeśli jesteśmy już przy adrenalinie, to - czy w myśl zasady, że paranoicy żyją dłużej - mogę pójść do apteki, żeby nabyć ten specyfik i nosić go zawsze przy sobie? Adrenalina jest lekiem recepturowym, więc nie można wejść do apteki i tak sobie ją nabyć. Jeśli ktoś nie miał nigdy żadnej reakcji anafilaktycznej, nie ma żadnego uzasadnienia, żeby ją kupował. Ryzyko wystąpienia takiej reakcji wynosi jeden na 300 tys. obywateli, natomiast takiej zagrażającej życiu – jeden na milion, a nawet rzadziej. Łatwo więc policzyć, że masowa sprzedaż adrenaliny i masowe zabezpieczenie populacji kompletnie nie mają sensu. Muszą być medyczne podstawy, żeby zaopatrzyć kogoś w adrenalinę. Jeśli wiadomo, że ktoś jest na coś bardzo uczulony, to czy może się odczulić? To zależy od alergenu. Na leki w ogóle nie odczulamy, nie ma takiej metody. Jeśli chodzi o jady owadów błonkoskrzydłych, to odczulanie pacjenta powinno być wykonane ze wskazań życiowych. Pacjenci uczuleni na jad osy, pszczoły, szerszenia, a w USA także ognistych mrówek, tzw. fire ants, powinni koniecznie skorzystać z tej metody, nota bene bardzo skutecznej, gdyż po zakończeniu leczenia przechodzi się test polegający na tym, że specjalnie się prowokuje użądlenie owada, który był przyczyną nadwrażliwości - efektem jest kompletna anergia, czyli brak reakcji. Niestety, problem jest z alergenami pokarmowymi, choć są pewne próby radzenia sobie z nimi. Taka najbardziej zaawansowana metoda lecznicza odczulania jest na orzeszki ziemne. Niektórzy się śmieją, że po tym odczulaniu pacjent może zjeść dwa-trzy orzeszki, bo mniej więcej taki efekt uzyskujemy. Problem w tym, że przy alergii na orzeszki, jak już mówiłem, śladowe ich ilości mogą wywołać wstrząs anafilaktyczny, a w rezultacie zgon, więc jeśli pacjenta odczulimy to nie po to, żeby się zajadał orzeszkami, tylko po to, aby go przypadkiem nie zabiły. Wyobrażam sobie, iż sama świadomość, że jest jakaś substancja, która może nas zabić, kiepsko wpływa na psychikę. To jest paraliżujące. Miałem pacjentkę, młodą kobietę, zdolną studentkę, a wkrótce pracownika naukowego - jak się okazało, była uczulona na selera, po spożyciu którego dostała wstrząsu anafilaktycznego. Po tym przeżyciu bała się cokolwiek zjeść, trudno było ją przekonać, że jest tylko jeden alergen, który jej szkodzi. Była przerażona, wprowadziła restrykcyjną dietę, która powodowała niedobory w jej organizmie. Wykonałem u tej pacjentki szeroką diagnostykę – nie w celu wykrycia nowych alergenów, choć i to mogło się zdarzyć, tylko po to, aby ją uspokoić, przekonać, że jest wiele pokarmów, które może bezpiecznie spożywać. Nie poruszyliśmy jeszcze kwestii alergii wziewnych, a przecież te pyłki, które fruwają w powietrzu, też nas mogą zabić. Czy jest ratunek dla biednych alergików? Astma oskrzelowa to ciężka choroba alergiczna, zresztą są jej różne odmiany – łagodna, incydentalna, przewlekła… No i oczywiście ta ciężka, która na szczęście nie jest bardzo częsta – jeden na 100 przypadków astmy ma ciężką postać, pozostałe 99, nawet jeśli są zaostrzenia, jeśli pacjent się źle czuje, to najczęściej choroba jest źle kontrolowana, czyli niewłaściwe leki są stosowane, albo po prostu pacjent leków nie bierze. Natomiast astma ciężka to taka, że choć dajemy leki, to efektu nie ma. Robiliśmy badania, w których porównywaliśmy ciężkie przebiegi alergii i wyszło, że ci "ciężcy" pacjenci mają bardzo dużo skomplikowanych uczuleń, z wieloma reakcjami krzyżowymi, dlatego tak bardzo chorują. Jest też postać astmy niealergicznej, gdzie żaden alergen nie działa na organizm, i w grupie tych pacjentów przebieg choroby jest łagodniejszy, niż wśród alergików. Może się więc zdarzyć, że ktoś jest uczulony jednocześnie na pyłki traw, sierść swojego psa i jeszcze na truskawki? Tak, to jest tzw. polisensytyzacja, czyli uczulenie na wiele alergenów naraz. Jest to zjawisko, któremu towarzyszy wielochorobowość alergiczna, czyli współwystępowanie różnych postaci alergii. Można mieć izolowaną astmę alergiczną, jest to rzadkie, ale się zdarza, można mieć tylko katar alergiczny, można mieć tylko alergię pokarmową z objawami skórnymi, ale można mieć też jednocześnie zapalenie spojówek, katar, astmę, i jeszcze w dodatku atopowe zapalenie skóry. I do tego biegunkę… Ona jest konsekwencją alergii pokarmowej, ale tak, zgadza się, biegunka też może być, co jest typowe dla pacjentów, którzy mają tę polisensytyzację. Im mniej alergenów uczula danego pacjenta, tym jego stan jest lepszy i na odwrót – im więcej, tym jego stan jest gorszy i trudnej takiego pacjenta prowadzić. Ludzie często lekceważą alergię, mówią: nic mu nie jest, jakieś wymysły. Słusznie? Trzeba mieć do tego zdrowy stosunek. Większość pacjentów ma łagodną postać alergii, nie potrzebują odczulania, tylko incydentalnie, kiedy niewielkie objawy się pojawią, wystarczy, że wezmą tabletkę leku przeciwalergicznego. Jeśli jednak pacjent ma objawy alergii częściej, niż raz w tygodniu, szczególnie astmy, wtedy mówimy już o umiarkowanej postaci, albo jeszcze gorzej – o przewlekłej bądź ciężkiej. Taki pacjent powinien trafić do lekarza. Zresztą - każdy pacjent z alergią powinien do niego trafić, aby wiedzieć, na co jest uczulony, co pozwala na najlepszą i najtańszą metodę leczniczą, jaką jest unikanie alergenu. Jeśli jednak mamy umiarkowaną, najczęściej występującą postać alergii, która ma przewlekły charakter – czyli gdy objawy występują łącznie częściej, niż przez cztery tygodnie w roku – to taki pacjent wymaga specjalistycznej opieki, rozważenia odczulania, jeśli jest ono możliwe, stałego podawania leków. Przy czym nie chodzi o to, że objawy muszą występować jednym ciągiem, sumujemy ich występowanie przez cały rok: np. ma uczulenie na brzozę, a ona pyli dwa tygodnie, więc ma przez dwa tygodnie objawy, a do tego dołącza się uczulenie na trawy, a one pylą około miesiąca, to już w tym momencie mamy przewlekły charakter tego uczulenia. A jeśli taki chory ma uczulenie na jeszcze inne alergeny powietrznopochodne, to on może chorować od lutego do września, czyli ponad pół roku. Dlaczego pacjent, który ma często incydenty alergii i długo utrzymujące się objawy powinien stale przyjmować leki? Dlatego, że alergia jest samonakręcającą się chorobą. Jeżeli mam problem z alergenem i ten kontakt się powtarza, to każdy następny będzie powodował jeszcze większe zapalenie alergiczne. To się po angielsku nazywa priming effect, czyli efekt wzmocnienia, który obserwujemy u naszych chorych. Mamy różne grupy leków – np. przeciwhistaminowe, które są w postaci tabletek, szybko działają, ale tylko na pewien fragment zapalenia alergicznego, nie tłumią go całkowicie. A te, które zostaje, jest najgorsze – tzw. zapalenie eozynofilowe, odpowiadające za astmę oskrzelową, w którym komórki układu immunologicznego powodują destrukcję tkanek. Dlatego to zapalenie musi być stłumione, nie możemy go zostawić, bo pacjent będzie coraz bardziej chory, więc jedyną strategią jest włączenie leków przeciwzapalnych, sterydów. Pacjenci się martwią, czy te sterydy im nie zaszkodzą, nie zniszczą organizmu, ale uspokoję: mamy bardzo nowoczesne leki, one działają selektywnie, nie na cały organizm, w dodatku są metabolizowane w 99 proc., w związku z czym mają bardzo wysoki profil bezpieczeństwa przy dobrej skuteczności. Taki pacjent powinien być jednak pod stałą opieką lekarza, który będzie monitorował jego stan zdrowia, w razie potrzeby regulował dawki leków etc. To jest zresztą grupa pacjentów, która idealnie nadaje się do odczulania, jeśli z jakichś powodów nie ma do tego przeciwskazań. Bo przewlekły charakter alergii, np. na roztocze z kurzu domowego, pyłki kwitnących roślin, to są idealne modele do skutecznego odczulania – podając szczepionkę zmieniamy reaktywność pacjenta, ten staje się mniej wrażliwy na alergen. A co, jeśli mamy do czynienia z pacjentem, który jest uczulony na wszystko, na "świat"? Tutaj nie ma dobrych rokowań. Możemy próbować, ale tacy pacjenci wymagają większego skupienia i większego doświadczenia ze strony lekarzy, którzy muszą podjąć decyzję, czy w ogóle da się ich odczulić, a jeśli tak, to w jaki sposób – to jest już górna liga specjalistów. Natomiast czasem tych uczuleń jest tyle, iż odczulanie nie ma sensu – odczulę na jedno, a pacjent będzie nadal chorował, bo jest uczulony na inne alergeny. Odczulę na kolejne, ale on jeszcze na inne jest uczulony. Polisensytyzacja redukuje szanse wyleczenia. To ma szczególne znaczenie przy alergii, która objawia się atopowym zapaleniem skóry – w przypadku takich pacjentów odczulanie ma sens tylko wtedy, jeśli mają oni uczulenie na jeden alergen. Natomiast, jeśli pacjent jest uczulony na wiele alergenów, i to pokarmowych, do tego dochodzą uczulenia na alergeny powietrznopochodne, najczęściej roztocze, to na skuteczne odczulenie nie ma większych szans. Wprawdzie atopowe zapalenie skóry nie jest chorobą śmiertelną, ale ona tak potrafi zniszczyć życie człowiekowi, że odechciewa mu się żyć. Wyobraźmy sobie młode dziewczyny, które mają chropowatą, swędzącą skórę, nie mogą się wyspać, siada im psychika, czują się inne, wstydzą się swojego wyglądu, a czynnik psychiczny nasila jeszcze te dolegliwości, więc się drapią. Ostatnio przeczytałem wypowiedź mojego kolegi po fachu, prof. Jacka Szepietowskiego, i w stu procentach się z nią zgadzam – świąd jest jednym z najgorszych objawów, jakie występują. Można samobójstwo z tego powodu popełnić, jeżeli człowiek nie opanuje świądu. A świąd jest integralną częścią alergii skórnej. Można komuś, kto cierpi ból, dać tabletkę przeciwbólową, ale czy są tabletki na świąd? Są, ale nie tak skuteczne, jak leki przeciwbólowe. Ból jest łatwiej opanować, więc jest on mniejszym problemem, niż świąd. W najgorszym przypadku mamy narkotyczne leki przeciwbólowe, którymi potrafimy najsilniejszy ból opanować. W przypadku świądu nie potrafimy osiągnąć pełnego sukcesu. No i problem jest w tym, że te leki przeciwświądowe bardzo upośledzają sprawność funkcjonowania pacjenta, gdyż są to zwykle środki uspokajające, więc pacjent będzie wciąż spał. PRZECZYTAJ TAKŻE: Alergia pokarmowa wiąże się z niższym ryzykiem zakażenia SARS-CoV-2 [BADANIE] Aż 80 proc. dzieci może odziedziczyć alergię po rodzicach [BADANIA]

Nie odrzucam wszystkiego, staram się jak mogę kontrolować wszystko i mieć wpływ na to co się ze mną dzieje. Najbardziej chciałbym aby raz gdy jest mi cięzko pozbyć się ego ,a wraz znim wszystkich problemów i konsekwencji. A drugim razem wzmocnić ego żeby osiągnąc w życiu zamierzone cele.

Dziewczyna się zabiła. Odebrała sobie życie. Koniec. Nie ma jej. Są jej rodzice. Są jej znajomi. Są pytania. Brzmi jak scenariusz filmu. To nie będzie recenzja serialu, choć wstęp brzmi jak scenariusz filmu. A brzmi tak, bo to faktycznie historia filmowa, a konkretnie serialowa. Chodzi o „13 powodów”, (dostępne na Netflix) które niedawno obejrzałem i chcę, bardzo chcę żebyście go obejrzeli. Wy czyli rodzice. Zwłaszcza rodzice nastolatków i dzieciaków, które za kilka lat nastolatkami będą. Nie jest ważne czy polubicie bohaterów Nie jest ważne czy uznacie powody głównej bohaterki za wystarczające (moim zdaniem żaden powód nie powinien nikogo pchnąć do takiej decyzji). Chodzi mi o to, żeby sobie przypomnieć jak fatalnie wygląda komunikacja rodziców z nastolatkami. Jak fatalna jest komunikacja dorosłych z nastolatkami. W zasadzie jak fatalna jest komunikacja również między samymi nastolatkami. Też mieliśmy po kilkanaście lat Ale policzcie uczciwie, to było lekko dwadzieścia lat temu. Ludzki mózg ma to do siebie, że wybiela wspomnienia. Liceum po tylu latach zwykle wspominamy z ogromnym sentymentem. Mamy garść opowieści, przy których łezka w oku się kręci. „To były czasy”. Spróbujmy się zastanowić czy na pewno było aż tak fajnie? Jeśli prowadziliście pamiętniki, to je przeczytajcie. Ja nie mam pamiętników, mam jedynie kilka szczątkowych notatek gdzieś w kalendarzo-notatnikach. Ale to co spośród nich wyziera wcale nie jest takie kolorowe. Przypomnijmy sobie jak trudno jest być nastolatkiem. A teraz jesteśmy dorośli Dziś jesteśmy dorośli i nasze dzisiejsze problemy, hipoteka, firma, dzieci, wydają się takie naprawdę poważne, prawdziwe. To co nas dusiło w liceum, to jakieś popierdołki. Tyle, że nie. Wtedy, to był cały świat. Cały wszechświat. Wszystko, absolutnie wszystko potrafiło się kręcić wokół np. potencjalnej plotki, którą być może, ale nie na pewno, ktoś ale nie wiemy kto, o nas powiedział, albo nie powiedział. Pamiętacie to? Pamiętacie ten brak zrozumienia? W domu, w szkole. W zasadzie wszyscy dorośli byli naszymi wrogami, a przynajmniej tak nam się wtedy wydawało. Teraz to my jesteśmy tymi dorosłymi z „ważniejszymi” problemami na głowie. Flirt, miłostki, randki, seks, alkohol, papierosy, narkotyki, samotność, odrzucenie, zdrada, policja, bójki, przemoc, molestowanie. Pamiętacie? Może nie wszystko naraz Wy, ale ktoś ze znajomych na pewno. Weźcie pierwszą lepszą licealną klasę i w tym małym gronie „odhaczycie” to wszystko i jeszcze więcej. Co więcej? Gwałt? Samobójstwo? Miałem kolegę Miałem w podstawówce kolegę, bardzo go lubiłem. Potem się przeprowadził. Kontakt się urwał. Z erą internetu próbowałem go znaleźć, ale udało się znaleść tylko jego grób. Zabił się. W 2017 roku 440 polskich nastolatków próbowało się zabić. Na pewno próbowało o wiele, wiele więcej. WHO sugeruje, że oficjalne dane należy pomnożyć o 100, 200 razy. 440 zostało odnotowanych przez policję. 66 dzieciaków zmarło*. Dlaczego dzieciaki chcą się zabić Powody są różne, ale zawsze wydają się niewystarczające. My dorośli zawsze widzimy jakieś rozwiązanie, bo przecież te problemy takie banalne. Z naszego punktu widzenia. Ale dzieciaki nie chcą nas słuchać, bo dla nich to problemy najważniejsze na świecie. Nastolatki często nawet nie lubią swoich rodziców. Rodzice są ostatnimi osobami, do których zwracają się z problemem, bo po co. Albo czeka je moralizatorskie kazanie, albo brak zrozumienia. 13 powodów Wracając do serialu: czytałem o nim nieco krytycznych opinii, niektóre były bardzo krytyczne, właśnie a propos zagadnienia samobójstwa i całej otoczki i powodów. To były (te, na które trafiłem) opinie osób niepracujących z młodzieżą. Z całym szacunkiem dla ich wiedzy filmowej, to jednak o młodzieży i ich psychologii wiedzą niewiele, jeśli nie nic. Co ja wiem? Trochę wiem. Moja żona wie sporo. Pracuje z nastolatkami, jest ich tutorem, prowadzi ich, słucha ich zwierzeń. W ocenie sytuacji ufam więc bardziej mojej żonie niż „internetowym specjalistom”. I ona potwierdza, że gdyby odrzeć sceny serialowe z całej amerykańskiej specyfiki (futboliści, cheerliderki, itp.) to problemy tam pokazane są obecne w polskiej szkole: Z różnymi formami prześladowań szkolnych spotkałam się wielokrotnie. Z racji faktu, iż jesteśmy specyficzną szkołą, niepubliczną i z naciskiem na etykę, zgłaszają się do nas rodzice z dziećmi poranionymi psychicznie w innych szkołach. Te rany zadane przez rówieśników bywają bardzo dotkliwe. Nawet nie wyobrażacie sobie jakie pomysły mogą mieć nastolatki, żeby dręczyć kolegę lub koleżankę. Internet i smartfony mocno rozszerzyły spectrum możliwych form agresji. Poniżające zdjęcia, które później są upubliczniane, upokarzające daną osobę blogi czy inne podobne działania mogą doprowadzić dziecko na skraj rozpaczy. Wszechobecność mediów społecznościowych dokłada swoje. Nastolatki widzą codziennie wielu idealnych ludzi na idealnych zdjęciach wiodących idealne życie, którego oni w ich mniemaniu nigdy nie doświadczą. Do tego dochodzi ogromna presja na osiągane wyniki szkolne i poczucie alienacji w rodzinie. Widziałam nastolatki, które nie były już w stanie funkcjonować w szkolnej grupie rówieśniczej bez ogromnego wsparcia psychologa, nauczycieli i rodziców. Osobiście kilkukrotnie rozmawiałam z dzieckiem, które poważnie myślało o samobójstwie. Kiedyś spotykałam się z nastolatką, która podjęła próbę samobójczą. Próba skończyła się długą hospitalizacją i rehabilitacją psychologiczną. Powodem tej strasznej decyzji była przemoc rówieśnicza, o której nie mieli pojęcia zarówno rodzice, jak i nauczyciele, gdyż większość prześladowań rozegrała się w internecie. Dziewczyna ta miała dobre relacje z rodzicami, uczyła się całkiem nieźle, a jej widoczną izolację w klasie wszyscy przypisali nieśmiałości. Znam też inną nastolatkę, która tak jak bohaterka serialu „13 powodów” doświadczyła przemocy seksualnej. O tej sytuacji nie wiedział nikt. 13-latka borykała się z głęboką depresją i „radziła sobie” z tą sytuacją samookaleczaniem. Przytaczam te przykłady dzieciaków z tzw. dobrych rodzin, abyśmy jako rodzice nie tracili NIGDY czujności. I budujmy już dzisiaj fundamenty pod przyszłe relacje. Tak, aby nasze dzieci nie bały się ani braku naszego zrozumienia, ani możliwej kary. Karolina Tak jak wspomniałem możecie nie polubić bohaterów serialu „13 powodów”, jego stylistyki, problemów, ale obejrzyjcie go pod kątem wychowawczym. Rzeczy, które dzieją się w serialowym liceum dzieją się obok nas. Jeśli możecie to pogadajcie z nastolatkami. Oni mówią „no, szkoła jak szkoła, u nas to samo. Trochę inaczej bo USA – Polska, ale to samo…”. ➡ Przeczytaj tekst Karoliny: „Uczymy dla życia, a nie dla szkoły – czym jest tutoring” ➡ Więcej tekstów Karoliny na temat edukacji przeczytasz TUTAJ My rodzice też jesteśmy tacy sami Ale możemy być lepsi, tylko musimy być świadomi jak strasznie trudnym czasem jest dojrzewanie. Musimy mieć z dzieciakami cholernie silną więź. Musimy być obecni w ich życiu. Musimy ich znać, a oni muszą znać nas. Musimy w tym wszystkim być autentyczni, bo dzieciaki szybko przejrzą nasze kłamstwa, nasze zdrady, naszą hipokryzję i to że wcale nie są dla nas najważniejsi. A przecież są najważniejsi. pozdrawiam ZUCH Jeśli Ty lub ktoś w Twoim otoczeniu może potrzebować rozmowy z kimś kto naprawdę rozumie, potrafi się wczuć i pomóc, to Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę (dawniej Fundacja Dzieci Niczyje) już od 9 lat prowadzi Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży – 116 111. Samobójstwo nigdy nie jest rozwiązaniem. * dane pochodzą z raportu „Dzieci się liczą 2017 – Raporcie o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce” i są oparte o statystyki Komendy Głównej Policji About Latest Posts Maciej Mazurek - prywatnie mąż Karoliny oraz tata Szymona, Hani i Adasia. Uzależniony od kawy, którą próbuję zastąpić yerbą, w wyniku czego piję jedno i drugie. Uważam, że świat bez Pink Floydów byłby bardzo smutny. W 2009 roku wystartował blog z autorskimi komiksami - satyra na pracę w biurze. Od 2012 zacząłem pisać na moim drugim blogu - o tym jak być facetem: tatą, mężem i geekiem naraz... Prowadzę również swoje własne studio graficzne Zuchowe Studio gdzie projektuje fajne rzeczy dla znanych marek i tych, które dopiero chcą być znane. W 2016 wszystkie moje aktywności połączyłem w jedną całość na
„A może lepiej byłoby wam beze mnie”, „Może lepiej jakby mnie tu nie było”, „Świat byłby lepszy beze mnie”, „Czasami mam ochotę się zabić”… – takie słowa, które pojawiają się często, powinny być dla nas dużym sygnałem ostrzegawczym. Z nikim nie rozmawiam, zaczęłam wagarować tylko po to, żeby być sama, nie rozmawiać z ludźmi z klasy. Gdy wychodzę z domu - co robię bardzo rzadko, jak rzadko tylko się da, staram się jak najszybciej wrócić do domu. Boję się rozmawiać z ludźmi, jak muszę to robić, to nie patrzę na nich, mówię jak najmniej się da. Wszystkim mówię, że jest okej i się uśmiecham, ale wyżera mnie od środka. Następnego dnia mogę wstać uśmiechnięta, cieszyć się dniem. Mam ochotę na wszystko, śpiewam, tańczę, jem, śmieję się. Wszystko wydaje mi się okej, myślę że problemy minęły. Wystarczy moment, siadam na łóżku, wybucham płaczem i wracam do tego stanu, który był wcześniej, myślę o tym, że jestem brzydka, gruba, nic nie umiem i na nic nie zasługuję. Nie chcę już żyć, nie mogę złapać oddechu, bo płaczę tak mocno. Czasami jest tak źle, że nie mogę wstać z łóżka, poprostu brak mi sił. Potrafię położyć się na podłodze i leżeć tak ponad godzinę patrząc w jedno miejsce - jakbym zasypiała z otwartymi oczami. Widzę różne postacie, słyszę różne rzeczy. Idę po domu i widzę postać, która patrzy na mnie, a za chwilę znika. Nie mogę i boję się spać, czasami boję się, że jak się obudzę, to ktoś będzie przy mnie stał i mnie zabije. Jak ktoś puka do drzwi, to nawet nie otwieram, bo się boję. Bardzo często mówię sama do siebie, przypomina to normalną rozmowę, potrafię zadać sobie sama pytanie i na nie odpowiedzieć (w myślach, jak i na głos, co zdarza mi się częściej). Tnę się oraz mam myśli samobójcze, raz byłam gotowa to zrobić, ale jednak się poddałam. Każdego dnia budząc się żałuję, że żyję. Nie rozmawiałam o tym z nikim, chciałabym powiedzieć to mamie, ale ona ma swoje problemy i czuję, że jestem dla niej ciężarem. Co mam robić? Potrzebuję pomocy? Dziękuję za odpowiedź. (Sytuacja trwa od około 3 lat) Pani Weroniko, proszę jak najszybciej udać się do lekarza psychiatry i poprosić o pomoc. Pani stan wymaga leczenia. Pani objawy oraz cierpienie nie są normalne i wymagają specjalistycznej pomocy. Im szybciej Pani zgłosi się po pomoc, tym łatwiej będzie osiągnąć stan poprawy. Proszę nie czekać. Proszę powiedzieć mamie o wszystkich objawach, o których Pani pisała oraz poprosić o pomoc w dostaniu się do lekarza psychiatry. Nie wolno bagatelizować tych objawów. Im częściej popada Pani w takie nawroty złego stanu, tym gorzej. Trzeba to zahamować farmakoterapią. Im szybciej, tym lepsze rokowanie. Im dłużej będzie Pani zwlekać, tym gorzej dla Pani. Nie wspomnę o myślach samobójczych. Proszę pokazać mamie naszą korespondencję i jak najszybciej udać się na wizytę do lekarza psychiatry. Gdyby okazało się, że kolejki do specjalisty są długie w Pani miejscu zamieszkania, proszę wezwać pogotowie i powiedzieć o nawrocie myśli samobójczych. W ten sposób przyspieszy pani kolejkę. Proszę zgłosić się po pomoc w najbliższych dniach i nie czekać dłużej. Od tego zależy pani życie i rokowanie w dalszym leczeniu. Im rzadsze takie stany, tym lepiej dla Pani. Proszę pamiętać, że możliwa jest poprawa Pani stanu, nie musi Pani tak cierpieć. Powodzenia! Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza. Inne porady tego eksperta Sen, w którym ktoś chce nas zabić, często wiąże się z uczuciem zagrożenia lub lęku. Może on symbolizować nasze obawy związane z sytuacją życiową, relacjami czy trudnościami, z którymi się borykamy. Może też być wyrazem naszych wewnętrznych konfliktów lub niepokoju. Warto jednak pamiętać, że sen o śmierci czy przemocy Ja też mam życie do d... i na 100% skończę sam na stare lata (o ile dożyję). Ja znam chłopaka (faceta) 2 lata starszy ode mnie, ma 32 lata i ma piękną żonę i córeczkę. Ma wielkie blizny na twarzy i wcale nie jest przystojny, kiedyś razem z nim pracowałem. Ja w wieku dojrzewania też miałem trądzik, nawet teraz w wieku 30 lat czasem widzę u mnie na twarzy jaką dużą czerwoną krostę, którą wyciskam, znika i potem pojawia się następna. Ja mając 30 lat nie golę się, w ogóle nie mam zarostu, twarz gładką jak pupa niemowlaka, z twarzy wyglądam jak 17-latek. Na ulicy często zaczepiają mnie 14-15-latki i mówią do mnie po imieniu, a jak im powiem ile mam lat, to uciekają z głupią miną. Dzieci, które mają po 8-10 lat mówią do mnie po imieniu, traktują mnie jak swojego kolegę, obcy ludzie którzy poznają moje imię mówią do mnie "Andrzejku, Jędrusiu", mówią do mnie 'kolego, młody, ziomuś, koleś". Nastoletnia młodzież mówi do mnie "ziomek, ziomuś", a to wszystko wina młodego wyglądu. To już zaczyna być wkurzające, bo mam już 30 lat skończone, a gdzie się nie ruszę wszyscy do mnie na TY, nawet dzieci. Ja też nie mogę patrzeć na siebie w lustrze, mimo że bardzo często słyszę, że jestem przystojny i mógłbym mieć ładną dziewczynę, gdybym tylko chciał... tak mi ludzie mówią, nawet faceci. Ale co z tego, jak dziewczyna mi tylko zdejmie majtki i od razu ze mną zrywa z uśmiechem na ustach. Proponuję, żebyś przeczytał kilka moich wcześniejszych wypowiedzi, nie tylko na tym forum, ale też na innych, to się dowiesz jakie mam problemy. A to, że podobno jestem przystojniejszy niż wielu innych facetów, to co z tego? Znam facetów na prawdę brzydkich, grubych, jak oddychają, to sapią i mają piękne żony. A z tym mówieniem do mnie zdrobniale to tak jest wszędzie, nawet na forum wszyscy do mnie nie Singiel" tylko "singielek", a w normalnym życiu też wszyscy do mnie mówią zdrobniale. Bardzo często ludzie obcy do mnie "kochanie, słoneczko", jak do dziecka. Ja mam wszystko?.. Ja g... mam!!! Nie chciałbyś mieszkać w takich warunkach w jakich ja mieszkam. Co z tego, że rodzice mi kupuli dom na wsi, jak... (latem jeszcze jest tutaj fajnie) zimą budząc się rano mam w pokoju +10 stopni, dopóki palę w piecu to jest ciepło, ale jak tylko przestanę dorzucać do pieca, to po dwóch i pól godzinie z 30 stopni w pokoju robi się 19, mimo że dom jest ocieplony. Już mierzyłem dokładnie czas. Miałem 30 stopni, wtedy w piecu zgasło, więcej nie dorzuciłem, za dwie i pół godziny już było 19 stopni. W dużym pokoju nie palę w piecu w ogóle i tam jest zimą zero stopni i można tam trzymać jedzenie, szyby są zamarznięte. Jak chcę wyjść do ogródka zimą, to nie mogę, bo drzwi wejściowe zamarzają i nie mogę ich otworzyć, trzeba w nie walić, jak chcę dostać się do pomieszczenia gospodarczego, gdzie mam drewno na opał, to muszę brać ze sobą czajnik z gorącą wodą i najpierw wodą polać kłódkę, żeby można było się dostać do środka, bo zamarza. Furtka, którą się wchodzi do ogrodu też cała zamarznięta i też trzeba ją polewać wodą, bo nie chce się otworzyć, a jak się otworzy, to już nie chce się zamknąć. Jak pootwieram w domu wszystkie drzwi do pokojów, do kuchni, do przedpokoju, to na nogach czuję wiatr. W pomieszczeniu gospodarczym sufit jest podtrzymywany przez wielkie bale, w każdej chwili może się na mnie zawalić, jak będę rąbał drewno. Dach jest zrobiony z azbestu. Po domu zimą biegają mi myszy. W kranie mam zimną wodę, do kąpieli, do mycia naczyń, do wszystkiego muszę ją najpierw nagrzać na kuchence gazowej, muszę kupować butlę gazową. Czy myślisz, że jakaś dziewczyna zdrowa na umyśle będzie chciała ze mną zamieszkać w moim domu, w takich warunkach? Niby na ścianach, na podłodze są położone ładne panele, w kuchni, łazience płytki itd, ale pod tym wszystkim jest ruina, która w każdej chwili może się posypać. Jak chcę mieć dziewczynę, która zgodzi się u mnie zamieszkać, to będę musiał chyba poszukać pod jakimś mostem, wśród tych bezdomnych, bo tylko takiej moje warunki mogą pasować. Do tego jeszcze mam peniska 12cm w pełnym wzwodzie, nie mam stałej pracy, stałych zarobków, jestem bezrobotny, pracuję dorywczo i z tego się utrzymuję, nie mam samochodu, nie mam prawa jazdy, do tego mam ciężką depresję próby samobójcze za sobą, często nawet z łóżka mi się nie chce wstać, zimą w ogóle nie wychodzę z domu, jedynie czasem do sklepu albo do pracy jak ktoś do mnie zadzwoni i potem po mnie przyjedzie i mnie odwiezie do domu. A tak to zimę przesypiam jak niedźwiedź. Nie mam w ogóle życia towarzyskiego, nikt do mnie nie przychodzi poza listonoszem i rodzicami, którzy przyjeżdżają mnie tylko skontrolować i na mnie pokrzyczeć jak na małe dziecko. Ja do nikogo nie chodzę. Nie mam znajomych, nie mam nikogo. Jestem sam jak palec. Śpię przy zapalonym świetle, bo jak je zgaszę to mam przewidzenia i to takie bardzo realistyczne (alkoholu nie piję w ogóle). Święta spędzam sam, w tym roku było moje szóste Święta, które spędziłem w samotności u mnie w domu. Nawet choinki nie ubierałem, bo niby po co? Mój jedyny kontakt z ludźmi to tylko przez internet, albo jak czasem jestem w pracy. Ale wtedy to raczej służbowo się z ludźmi rozmawia. Nie chciałbyś mieć takiego życia jak ja. A w moim wieku zobaczysz że będziesz miał już żonę, a jak nie, to dziewczynę na pewno, a jeżeli chodzi o mnie, to na pewno nic się nie zmieni, za kilkanaście lat dalej będzie tak jak jest teraz. Czyli następne pokolenie, które się urodzi będzie do mnie mówiło "Andrzejku", a ja będę już pod 40tce, dalej będę sam. Wszystkie dzieci ode mnie ze wsi, te które teraz mają po 10-12 lat będą już miały swoje rodziny, swoje dzieci, bo na wsiach żenią się wcześniej niż w miastach, a ja będę starym samotnym dziadem. Nawet ci którzy stoją pod sklepem GS, co się ciągle biją, chodzą pijani, a są w moim wieku - będą mieli żony i dzieci i będą się ze mnie śmiać. A ja tu skończę... jako pośmiewisko dla całej wsi. Już nim jestem. Nawet małe dzieci robią sobie ze mnie żarciki, jak przechodzą obok mojego domu a ja jestem w ogródku, to zawsze słyszę głupie chichotanie i jeszcze głupie teksty w stosunku do mnie. Albo mówią "oooo zobacz - Andrzejek, pedałek hihihih". U mnie na wsi wszyscy mówią, że skoro mam 30 lat i jestem samotny, to znaczy że albo jestem "kaleką, albo pedałem, albo zboczeńcem" i nikt mnie tutaj nie traktuje poważnie. W moim przypadku to akurat to pierwsze... kaleka (12cm). I nie mam co liczyć na to że jakaś dziewczyna z innej wsi będzie mnie chciała, bo ode mnie ze wsi mi psują opinię na okolicznych wsiach i wszyscy mnie znają na obszarze kilkunastu kilometrów. Takiemu jak ja pozostaje tylko samobójstwo, bo ja nie mam przyszłości, a to że będę sam jest bardziej niż pewne i oczywiste. Tacy jak ja nie zakładają rodziny i na nich kończy się ich ród. Z całą pewnością.. ja nie mam zamiaru żyć aż do starości, na pewno wcześniej skończę. GYgz. 339 241 202 355 434 384 249 257 389

czy mogę się zabić