Stowarzyszenie Pospolite Ruszenie in Warszawa, reviews by real people. Yelp is a fun and easy way to find, recommend and talk about what’s great and not so great in Warszawa and beyond. Front Narodowy we Francji a sprawa polska Front Narodowy (Front national, FN) jest partią lokującą się mocno po prawej stronie francuskiej sceny politycznej. Od momentu powstania miał charakter nacjonalistyczny, antyeuropejski i ksenofobiczny. W retoryce programowej FN dominował populizm, przywiązanie do tradycji narodowych, niechęć do cudzoziemców i wybiórczy szacunek do kombatantów. Organizacyjnie jest to typowa partia „wodzowska”. Przez wiele lat FN był partią niszową, zaliczaną do francuskiego folkloru politycznego. Osoby obserwujące w miarę uważnie scenę polityczną we Francji wiedzą, że we francuskim społeczeństwie od dawna ścierały się dwie główne wizje polityczne: lewicowa, nawiązująca do tradycji Rewolucji Francuskiej (wolność, równość, braterstwo), którą uosabiały Partia Socjalistyczna (Parti Socialiste,PS) i Francuska Partia Komunistyczna (Parti communiste français,FPK). Aktualnie u władzy są socjaliści. Komuniści zostali zmarginalizowani, chociaż w przeszłości wchodzili nawet w skład rządu; prawicowa, której XX-wieczną emanacją był gen. Charles de Gaulle i partie gaullistowskie. Aktualnie są to Republikanie (Les Républicains, LR), główni kandydaci do przejęcia władzy po socjalistach. LR również nawiązuje do idei Rewolucji Francuskiej, łącznie z kategoryczną zasadą rozdziału Kościoła od państwa. Bazą dla funkcjonowania obecnego systemu politycznego Francji jest Konstytucja V Republiki skrojona na wymiar wielkiego polityka i wizjonera, jakim był gen. de Gaulle. Różni się ona od innych europejskich konstytucji głównie tym, że daje bardzo szerokie uprawnienia prezydentowi, który wg swojego uznania mianuje i odwołuje premiera, przewodzi Radzie Ministrów, wydaje dekrety oraz odpowiada realnie za politykę zagraniczną i obronną państwa (szefowie obu resortów to tzw. ministrowie prezydenccy). Krytykowana przez lewicę Konstytucja została przez nich chętnie zaakceptowana w momencie, gdy sami doszli do władzy (prezydent François Mitterand). Co więcej, sprawdziła się w okresie pierwszej „kohabitacji”, gdy prezydentem był socjalista, a większość parlamentarną mieli gauliści. Dominującą rolę prezydenta osłabił nieco gaulista Jacques Chirac, skracając prezydencką kadencję z 7 do 5 lat. Nadal jednak – jak mówią Francuzi – prezydent jest kimś w rodzaju króla. by Mathias Destal, CC BY W tym momencie możemy przejść do analizy sytuacji Frontu Narodowego i faktu, że jego przewodnicząca Marine Le Pen ma obecnie najwyższe notowania przed kwietniowymi wyborami prezydenckimi we Francji. Front Narodowy założył w 1972 r. Jean-Marie Le Pen, kombatant wojen kolonialnych Francji w Indochinach i w Algierii. Stosunkowo szybko wywalczył sobie miejsce na francuskiej scenie politycznej. Stało się tak dzięki dwóm czynnikom: 1. dość licznym środowiskom skrajnej prawicy – nie zapominajmy, że Francja, to także kolonializm oraz skrzętnie przez Francuzów unikany temat współpracy z Hitlerem w okresie Vichy i gen. Petaina; 2. osobistym zdolnościom – Le Pen był „zwierzęciem politycznym”, człowiekiem medialnym, demagogiem, który stosunkowo łatwo docierał ze swoimi hasłami do wielu Francuzów. Jego bronią – jako skrajnego polityka – była prowokacja. Populistyczne tezy przywódcy FN w zasadzie nie trafiały do wyrobionego politycznie wyborcy francuskiego, bazującego na 200-letniej tradycji demokracji, tolerancji i laickości. Jednak to nie do niego były kierowane. Le Pen wykorzystywał rzadkie przypadki, gdy był zapraszany przez francuskie telewizje, do prowadzenia ostrych, politycznych debat, tak, aby zostały one na długo w pamięci widzów. Chętnie posługiwał się wówczas retoryką antysemicką. Po publicznych stwierdzeniach, że Holokaust był „detalem II wojny światowej”, czy też posłużeniu się kalamburem Durafour (przeciwnik polityczny Le Pena) – crematoire (w wolnym skojarzeniu – piec… krematoryjny), bywał pozywany do sądów, a jego nazwisko nie schodziło z pierwszych stron gazet. Stawał się dzięki temu coraz bardziej rozpoznawalny, bez wydawania ogromnych pieniędzy na promocję siebie i swojej partii. W styczniu 2011 r. kierownictwo Frontu Narodowego przejęła jego córka Marine. „Ucywilizowała” nieco wizerunek partii rezygnując z retoryki antysemickiej. Od tego momentu notowania FN stale rosły: w 2014 r. partia wygrała wybory europejskie, w 2015 r. uzyskała w pierwszej turze największą ilość głosów w wyborach regionalnych. Z kolei sama przywódczyni w 2012 roku odniosła swój pierwszy sukces, zdobywając jako kandydat w wyborach prezydenckich prawie 18% głosów i zajmując 3 miejsce wśród 10 kandydatów. by Blandine Le Cain, CC BY Przyczyn takiej sytuacji jest kilka. Po pierwsze, zmęczenie elektoratu rządami dotychczasowych partii – czy to lewicowych, czy prawicowych. Po drugie, problemy gospodarcze Francji. Po trzecie, narastający problem imigracyjny, łączony z narastającym lawinowo zagrożeniem terroryzmem. Aktualnie Marine Le Pen prowadzi w sondażach przed wyborami prezydenckimi. Na pewno przejdzie do II tury. Czy zostanie prezydentem Francji – trudno powiedzieć. Ma naprawdę duże szanse, gdyż jej kontrkandydaci na scenie politycznej co i raz się kompromitują wzmacniając jej pozycję. Jedno jest pewne. Wygrana Marine Le Pen oznaczałaby fundamentalny zwrot na francuskiej scenie politycznej. Byłby to też duży wstrząs dla Europy. Wystarczy wspomnieć, że jej wyborcze hasła, to wystąpienie Francji z NATO, referendum w sprawie wystąpienia z UE, opuszczenie strefy Schengen, powrót do waluty narodowej. Popularność FN i jej przywódczyni zmusza inne partie na francuskiej scenie politycznej do operowania podobnymi, skrajnie populistycznymi hasłami. Doskonałym przykładem były pomysły prezydenta Nicolasa Sarkozego aby przymusowo deportować obywateli Rumunii romskiej narodowości, co doprowadziło do kryzysu dyplomatycznego na linii Paryż – Bukareszt. Sprawa polska Casus FN wpisuje się w coraz silniejsze w Europie nastroje antyimigranckie, nacjonalistyczne i eurosceptyczne. Jako pierwsza „chorobę” tę przechodziła Austria, później Węgry Viktora Orbána. Dzisiaj przypomina to już epidemię, którą Brexit tylko pogorszył. Gdzie jest w tej sytuacji Polska Jarosława Kaczyńskiego i Witolda Waszczykowskiego? Wydaje się, że w pozycji ostrego szpagatu. Ideologicznie PiS jest blisko FN – nacjonalizm, eurosceptycyzm, „nie” dla imigrantów. Do tego dochodzi wiodąca rola Kościoła i raczej lewicowy program gospodarczy. Praktycznie, zamiast umacniania europejskiej solidarności, budujemy mityczne Międzymorze, kochamy się z Orbanem (Lengyel, magyar – két jó barát), krytykujemy Niemcy, skonfliktowaliśmy się z Francją (to my „uczyliśmy Francuzów jeść widelcami”, o helikopterach Caracal nie wspomnę). Bierzemy pieniądze z Unii Europejskiej wieszając na niej psy. Jesteśmy za umocnieniem NATO zawierzając się Trumpowi, który deklaruje prawie samoizolację USA w stylu lat 30. oraz nieufność do Europy i członków Sojuszu, ale za to zrozumienie dla interesów Rosji. A co będzie, jeżeli jedyne dwa europejskie mocarstwa atomowe i stali członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ, czyli Wielka Brytania i Francja wypiszą się ze zjednoczonej Europy? Rozmontowujemy armię, pieniądze przeznaczając na obronę terytorialną (pospolite ruszenie przestało się sprawdzać w czasach króla Jagiełły). Społeczeństwo polskie zostało podzielone głęboko i na długo. Co ciekawe, Le Pen unikał tego typu działań i retoryki w stosunku do swoich współobywateli wierząc w swoją siłę przekonywania, a także w siłę francuskiej demokracji. Nasi rodzimi „patrioci” w niczym nie przypominają Le Pena, ani jego córki (nie ta klasa). Śledząc na podstawie deklaracji i poczynań MSZ priorytety polskiej dyplomacji trudno dopatrzyć się jakiejś głębokiej spójności. Do polityki zagranicznej weszła katastrofa smoleńska i film o rzezi wołyńskiej. Kto to zrozumie we Francji, kogo to tam obchodzi? Nasza polityka opiera się na „żołnierzach wyklętych” i totalitarnym reżimie PRL. Zapominamy, że w czasach zimnej wojny „reżim PRL” był uznawany przez wszystkich członków ONZ, z USA na czele. Tragicznym losem wybranych „żołnierzy wyklętych” interesowały się czasem obce służby specjalne przygotowując się do III wojny światowej, której Polska na pewno by nie przetrwała. To „reżim PRL” wywalczył uznanie polskiej granicy na Odrze i Nysie. Kwestionując totalnie spuściznę PRL-u i dorobek ludzi, którzy wówczas żyli i pracowali, PiS doprowadza 50 lat powojennej historii Polski do absurdu. Najbardziej przeraża fakt, że świadomie, cynicznie i w celu partykularnych interesów. Budowanie fikcyjnej rzeczywistości historycznej jawi się kalką działań polskich komunistów z lat 50. XX wieku. Jeżeli obecna „patriotyczna” filozofia będzie kontynuowana, to Polska pozostanie osamotniona i wewnętrznie skłócona jak w 1939 r. A kontrolowane przez władzę media będą zaklinać rzeczywistość opisując naszych brytyjskich i francuskich sojuszników, którzy idą nam na pomoc. Przepraszam, jeśli kogoś w tym momencie obrażę, ale jedynym optymistycznym akcentem na przyszłość pozostanie fakt mianowania Jezusa Chrystusa królem Polski. Koronacja jego matki na królową naszej ojczyzny nie uchroniła nas niestety przed żadnymi nieszczęściami, w tym przed nocą zaborów, nieszczęściami kolejnych powstań, czy katastrofą II wojny światowej. Przedstawiciele rodu Le Pen, tak ojciec, jak i córka, zdecydowanie trzeźwiej patrzą na przyszłość Francji. FN nie deklaruje rezygnacji z francuskiej broni atomowej, czy stałego członkostwa Francji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Kwestia wyjścia z NATO niewiele zmienia sytuację bezpieczeństwa Francji, a może nawet ją polepsza – Paryż nie będzie umierał za Estonię, czy Polskę, natomiast zejdzie z celownika rosyjskich rakiet i polepszy tradycyjnie dobre stosunki z Moskwą. Jeśli chodzi o referendum w sprawie wyjścia z UE, to jestem przekonany, że Francuzi powiedzą „nie”. Gdyby jednak stało się inaczej, to wpływ tego faktu na relacje z USA, Chinami, Rosją, czy Wielką Brytanią będzie znikomy. Francja ma ponadto tzw. terytoria zamorskie, od Polinezji Francuskiej i Nowej Kaledonii, po Gujanę, Martynikę, czy Gwadelupę. Ma także potężną strefę wpływów polityczno-gospodarczych w byłych koloniach (Afryka Zachodnia). Front Narodowy nie ma zamiaru osłabiać Francji. A jakie zamiary ma wobec Polski PiS? Roman R. Rost emerytowany oficer Agencji Wywiadu

Find company research, competitor information, contact details & financial data for POSPOLITE RUSZENIE of Poznań, wielkopolskie. Get the latest business insights from Dun & Bradstreet.

Sytuacja monarchów w XVII wiecznej Francji i Rzeczpospolitej Obojga Narodów była zupełnie odmienna. We Francji panował monarcha absolutny, natomiast w Rzeczpospolitej Obojga Narodów w rozkwicie była demokracja szlachecka. Pierwszy ustrój charakteryzuje się nieograniczoną władzą jednego człowieka – króla nad całym krajem, uważa się, że władca jest namaszczony przez Boga do sprawowania władzy i tylko przed nim odpowiada za swoje decyzję. Demokrację szlachecką można określić jako władzę całej szlachty nad krajem. Król miał bardzo ograniczone kompetencję i nie mógł podjąć żadnej decyzji bez zgody szlachty. Na pierwszy rzut oka zdecydowanie lepszym ustrojem dla kraju wydaje się ten drugi, gdzie odpowiedzialność za funkcjonowanie państwa jest rozłożona na całą grupę społeczną, ale należy pamiętać, że szlachta często była ze sobą skłócona i możliwość zerwania obrad sejmu poprzez liberum veto w późniejszym okresie paraliżowało kraj, a to doprowadziło w końcu do rozbiorów Polski w XVIII wieku. Czy z tego wynika, że to absolutyzm jest właśnie tym systemem, który uratowałby Polskę przed 123 latami zaborów? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Postaram się udowodnić, że ten system na naszym, Polskim gruncie nie miałby szans na przetrwanie. Polska szlachta / Źródło: Wikimedia Commons Żeby dobrze zrozumieć genezę powstania absolutyzmu należy cofnąć się do XIV wieku i do wojny stuletniej toczonej przez 114 lat między Francją i Anglią i do panowania Ludwika XI. Delfin, a następnie król Francji w połowie XV wieku zdobył władzę absolutną w kraju, która była mu niezbędna do kontynuowania wojny przeciw Anglii i Burgundii. Najważniejszą zmianą była zmiana mentalności szlachty, która widziała w władcy absolutnym gwarancję spokoju. Natomiast w Koronie w połowie XIV wieku w 1374 król Ludwik Węgierski wydał pierwszy przywilej szlachecki, dzięki któremu jego córka Jadwiga miała zasiąść na tronie. Pozycja szlachty dzięki tej uchwale zdecydowanie wzrosła, a co gorsza szlachta została zwolniona z płacenia podatków, poza 2 groszami od jednego łanu (podatek poradlny). Ewolucja mentalna rodzimej szlachty skierowała się w przeciwnym kierunku do ewolucji mentalnej we Francji. Kolejne przywileje XV i XVI wieczne coraz bardziej wiązały ręce królowi, a dawały coraz większą swobodę szlachcie. W tym okresie zrodziło się powiedzenie „Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, a także umiłowanie wolności, które towarzyszy nam do dziś. Te aspekty są niezaprzeczalnie pozytywne i moim zdaniem należy być z nich dumnych, natomiast brak odpowiedzialności za kraj, nie płacenie podatków i brak chęci do obrony ojczyzny to haniebne cechy szlachty, które wyzwalał w nich ten ustrój. Stefan Batory / Źródło: Wikimedia Każdy z kolejnych elekcyjnych królów Rzeczpospolitej Obojga Narodów dążył do rozszerzenia swoich wpływów poprzez odbieranie szlachcie, choć części ich przywilejów. W pewnym sensie udało to się jednemu z najlepszych polskich królów elekcyjnych – Stefanowi Batoremu. Stefan Batory zasłynął w tzw. sprawie gdańskiej. Gdańsk związany był interesami z Habsburgami, których elektor na tron Polski przegrał z Batorym przez co władzę Gdańska dążyły do coraz większej niezależności od władz Polskich. Polska szlachta uważała, że interwencja nie jest konieczna i odmówiła pieniędzy królowi na wyprawę przeciw zbuntowanemu miastu. W tej sytuacji Batory udowodnił swój talent przywódczy pacyfikując małymi, wiernymi oddziałami miasto przy tym zabijając 6 tysięcy gdańszczan. Przez twardą i zdecydowaną postawę wobec szlachty król narażony był na liczne spiski. Najbardziej niechętną do niego rodziną szlachecką był ród Zborowskich. Stefan Batory dowiedział się o knowaniach przez przechwycenie listów rodzinnych, po czym wygnał Emila Zborowskiego z Rzeczypospolitej. Szlachcic ten jednak został na terenie kraju, a gdy wojska Batorego złapały go został zamordowany z polecenia króla. Zamordowanie szlachcica w tych czasach było ewenementem i wywołało ogromne poruszenie, jednak władca pochodzący z Węgier udowodnił szlachcie, że trzeba się z nim liczyć. Niestety przedwcześnie zmarł w 1586 roku i nie zrealizował swoich ambitnych planów, chociażby zajęcia Księstwa Moskiewskiego po śmierci Iwana IV Groźnego. Jego następca Zygmunt III Waza na sejmie w 1606 roku nadal dążył do umocnienia władzy królewskiej co ponownie wywołało ostry opór szlachty. Sytuację zaogniło także ultrakatolickie nastawienie króla wobec szlachty, która pod wpływem reformacji często przechodziła na kalwinizm. Niemożność dogadania się szlachty z królem była efektem rokoszy Zebrzydowskiego. Rokosz to zbrojne powstanie szlachty przeciw królowi. Rokoszanie domagali się detronizacji Szweda z tronu. Decydującą bitwą w tej wojnie domowej okazała się bitwa pod Guzowem w 1607 roku, gdzie buntownicy ponieśli sromotną porażkę z najemnym wojskiem króla. Dwa lata później w 1609 roku podpisano ugodę, w której król zrezygnował do wzmacniania swojej władzy, a szlachta przestała domagać się detronizacji. Nawiasem mówiąc ta sytuacja pokazuję wyższość wojsk najemnych, zaciężnych nad pospolitym ruszeniem szlacheckim, lecz mimo przegrania decydującej bitwy to szlachta wyszła zwycięsko z tego konfliktu, ponieważ król przystał na ich żądania. Ludwik XIV / Źródło: Wikimedia Commons We Francji wprowadzanie absolutyzmu także nie odbyło się bez buntów. Bunt ten nazywany jest Frondą od popularnej w tamtym okresie broni(procy). Fronda wybuchła w 1648 roku za panowania Ludwika XIV, który był za młody, aby wykonywać obowiązki króla i do objęcia władzy przez niego rządził kardynał Mazarini. Kardynał krwawo stłumił bunt w 1653 roku i od tego czasu szlachta jak i społeczeństwo francuskie zostało skazane na rządy absolutne aż do 1789 roku. Ludwik XIV to idealny przykład władcy absolutnego. Przypisywane jest mu powiedzenie „Państwo to ja” i rzeczywiście jego rządy miały taki charakter. Ludwik XIV, który za młodu był świadkiem buntu szlacheckiego, a więc później dążył wszelkimi sposobami do tego, aby szlachta była mu posłuszna. Wybudował, więc Pałac Wersalski, ogromną budowle na przedmieściach Paryża, która miała być symbolem wielkości „Króla Słońce” jak był nazywany Ludwik XIV. W tym pałacu gościli i mieszkali najbogatsi i najznamienitsi obywatele francuscy, a dzięki temu król miał ich wszystkich w jednym miejscu, w „złotej klatce” i mógł bez problemu ich kontrolować. Charakterystycznym zachowaniem dla tego władcy było powoływanie „nowej szlachty”. Pod tą nazwą kryją się mieszczanie, którym król oferował wiele stanowisk w rozwiniętym aparacie administracyjnym, a dzięki temu ci ludzie notowali awans społeczny. Takie osoby były bezgranicznie lojalne i wdzięczne królowi. Ludwik XIV utrzymywał także ogromną 100 tysięczną armie, która świadczyła o potędze kraju. Dla porównania w podobnym okresie w Polsce armia w czasie pokoju liczyła około 10 tysięcy żołnierzy. Za panowania tego króla wprowadzony został także merkantylizm. Jest to system gospodarczy, w którym za wskaźnik majętności kraju uważa się ilość kruszców(złota, srebra), a także pieniędzy. Drugim założeniem tego systemu jest utrzymanie wartości eksportu ponad wartością importu. W tym celu stosowane są wysokie cła na zagraniczne towary i faworyzowanie krajowych kupców. Taka polityka gospodarcza oczywiście ułatwiała pracę miejscowym manufakturom, lecz doprowadziła w końcu do spadku jakości oferowanych towarów i braku konkurencyjności. Niepotrzebne wydatki tego władcy jak i jego następców doprowadziły w XIII wieku do ruiny kraju, a to będzie jedną z przyczyn Rewolucji Francuskiej. To pokazuje nam dobrze, że władza absolutna deprawuje człowieka i król musi być kontrolowany. Kontrola ta nie może przybierać formy negowania każdego postanowienia władcy jak to było w Rzeczpospolitej w XVII wieku. Gdy syn Zygmunta III Wazy, Władysław IV chciał kontynuować dążenia ojca do powiększenia władzy króla, której już w tamtym okresie praktycznie nie było, szlachta zdała sobie sprawę z tego, że to nie wróg zewnętrzny jest jej największym zagrożeniem, lecz wróg w postaci króla, który dąży do despotyzmu i ograniczenia ich przywilejów. Niestety taka postawa szybko okazała się mylna. Niedocenienie, lekceważenie i niechęć szlachty do współpracy z Kozakami poskutkowała wojną z nimi w 1648 roku. Moim zdaniem wojna ta była pierwszym krokiem do późniejszego upadku państwa. Pospolite ruszenie nie było w stanie sprzeciwić się dobrze zorganizowanym i doświadczonym w sztuce wojennej Kozakom i nawet bohaterska obrona Zbaraża nie dała Polakom ostatecznego zwycięstwa. Kozacy w 1654 zawarli unię z Aleksem I na mocy której oddali pod opiekę cara Rosji, a to równocześnie oznaczało wojnę Korony z Rosją. Zaproponowana w 1658 roku ugoda hadziacka na mocy, której Rzeczpospolita Obojga Narodów miała został zastąpiona unią trzech równorzędnych państw: Korony, Wielkiego Księstwa Litewskiego i Księstwa Ruskiego była spóźniona i niemożliwa do przyjęcia przez wzajemną niechęć obu stron do siebie po tej krwawej wojnie. Moim zdaniem za tą wojnę odpowiedzialna jest „krótkowzroczna” polska szlachta, która nie doceniła Kozaków i zapłaciła za to ogromną cenę. >>> Czytaj także: Sarmatyzm chluba czy zguba <<< W tym samym roku, w którym wybuchło powstanie Kozackie zakończyła się wojna trzydziestoletnia. Wojna ta miała być wojną religijną, ale przerodziła się w wojnę o układ sił w Europie. Największym zwycięzcą tej wojny okazała się Francja, która wraz z wojskami protestanckimi pokonała Habsburskie Cesarstwo Niemieckie i Hiszpanię. W skutek tego została hegemonem w Europie Środkowej co jeszcze bardziej umocniło władzę absolutną w tym kraju. Za rządów ostatniego ze Szwedzkiej dynastii Wazów, Jana Kazimierza wybuchła kolejna rokosz, tzw. Rokosz Lubomirskiego. Hetman polny Jerzy Lubomirski nazywał się „obrońcą wolności walczącym z absolutyzmem Jana Kazimierza”. Dostał on wsparcie majątkowe na swoje wystąpienie między innymi od króla Szwecji i wygrał dwie bitwy z wojskami królewskimi. Rokosz skończyła się pokojem na mocy, którego Jerzy Lubomirski musiał wyjechać z kraju, a Jan Kazimierz zrezygnował z dążeń do wybierania króla vivente rege, tj. za życia władcy i za uchwalaniem konstytucji na sejmie 2/3 obecnych posłów, a nie jednomyślną decyzją. Czterdzieści lat później w 1683 roku rozegrała się jedna z najważniejszych bitew w dziejach Polski. Król Jan III Sobieski jako dowódca wojsk europejskich rozbił oddziały tureckie oblegające Wiedeń. Myślę, że gdyby wtedy Wiedeń upadł dziś mielibyśmy inny obraz Europy i świata, a upadek Habsburskiej stolicy byłby wymieniany na równi z upadkiem Konstantynopola w 1453. Rzeczpospolita, dzięki odwadze swojego króla na krótki moment wróciła do grona państw liczących się na scenie polityki Europejskiej. Niestety po śmierci króla demokracja szlachecka powoli zmieniała się w oligarchię magnacką. Zmianę tę powodował kryzys ekonomiczny i spadek cen zboża przez co szlachta średnio zamożna traciła swoje majątki i kierowała się do magnatów, których często nazywała swoimi „starszymi braćmi”. Magnaci opiekowali się i utrzymywali biedną szlachtę w zamian za poparcie na sejmikach i sejmach. W ten sposób za niewielką cenę przejęli władzę w państwie i to oni decydowali o jego losach. Jan III Sobieski wysyła wiadomość o zwycięstwie papieżowi Innocentemu XI ? mal. Jan Matejko / Źródło: Wikimedia Objęcie władzy w kraju przez ludzi przekupnych i dążących do wzbogacenia się było prostą drogą do manipulowania nimi przez obce dwory. Pierwszym wyraźnym dowodem na poparcie tej tezy jest wybór elektora saskiego Augusta II Mocnego. Został wybrany w dość kontrowersyjny sposób, bo przez przekupienie szlachty na znajdującej się sejmie elekcyjnym. Jednak w tym samym czasie i miejscu na króla Rzeczpospolitej Obojga Narodów wybrany został książę Conti, kuzyn Ludwika XIV, lecz August II wkroczył do kraju z wojskami saskimi i to on został królem w 1696roku. Myślę, że udało mi się pokazać wady i zalety obu systemów. Każdy system bez kontroli władzy jest zły, a taki w którym władca ma nieograniczone kompetencję i sądzić może go jedynie Bóg jest zdecydowanie niekorzystnym ustrojem. Byłby niemożliwy do wprowadzenia w Rzeczpospolitej, w której szlachta wychowana w tradycji sarmackiej kochała wolność i niezależność. Uważam, że demokracja szlachecka mimo wielu wad była o wiele lepszym ustrojem od absolutyzmu i w odpowiednich warunkach Korona była w stanie przetrwać w takim systemie niezwykle burzliwy XVII wiek bez znaczących strat. Niestety kryzys ekonomiczny i upadek kultury politycznej szlachty średnio zamożnej zmienił demokrację szlachecką w oligarchię magnacką, która okazała się zgubna dla dalszych losów kraju. Komentarze

The debut album by Pospolite Ruszenie is a fresh-sounding release on the contemporary heavy rock scene. The record showcases a modern approach to the more or less well-known musical and lyrical masterpieces of the Polish Mediaeval, Renaissance and Baroque period. … Continued

(1792—1795) . Postanowienie, jakie zgromadzenie narodowe francuzkie po­ wzięło w celu przemiany porządku państwowego mieszczańskiego dotykało niejednokrotnie praw niemieckich stanów. Ważny de­ kret o skasowaniu praw feudalnych, przywilejów szlachty i du­ chowieństwa, pańszczyzny, czynszów dzierżawnych i t. d. rozcią­ gnięty został i na te prowincje, w których stany niemieckie do­ tychczas prawa te posiadały. Odnosiło się to głównie do Alzacji i Lotaryngji, a także do Franche-Comté, Henegaui Luksemburgu; jeżeli w tych posiadłościach, zostających pod najwyższą władzą Francji, wszystkie prawa feudalne miały być zniesione, to w takim razie stosunki posiadaczy zmienić się musiały znacznie, a ich do­ chody pomniejszyć. Książęta panujący w tych prowincjach zażądali odszkodowania i zwrócili się z żądaniem do cesarza Leopolda II. Ten miał zabezpieczyć prawa ustanowione dla stanów państwa na mocy pokoju westfalskiego i bronić terytorjów nadreńskich przeciw Francji. Także i inni zwrócili się do cesarza. Widzieli­ śmy wyżej, że jego siostra królowa Marja Antonina jedyną na­ dzieję pokładała w pomocy brata swego. Najbardziej natarczy-Francja.— Wojny * obcemi państwami. 101 wemi były żądania francuzkich emigrantów, osiedlonych w Ko­ blencji, Wormacji i innych miastach nadreńskich; prowadzili oni życie lekkomyślne i żądali od cesarza aby z wojskiem wkro­ czył do Francji, stłumił rewolucję i stare stosunki przywrócił dla króla, szlachty i duchowieństwa. Ale cesarz Leopold nie miał ochoty przedsiębrać wyprawy krzyżowej w interesie feudalizmu przeciw rewolucji francuzkiej, nie czuł się sam na siłach i sądził, że tylko wmieszanie kilku państw europejskich mogłoby z korzyś­ cią wypaść dla uśmierzenia burzy we Francji. Z większych państw Prusy i Anglja z początku nie wiele okazywały chęci mieszania się; Rosja znowu chętnie byłaby widziała Austrjęi P ru­ sy uwikłane w wojnę francuzką aby tymczasem mieć wolną rękę na wschodzie dla swych planów polskich i tureckich. Cesarz Leopold i król pruski Fryderyk Wilhelm II, zjecha­ li się w sierpniu 1791 roku de saskiego pałacyku w Pillnitz. J a ­ ko nieproszony gość przybył także tam hr. Artois, młodszy brat króla francuzkiego z dawniejszym ministrem Callone i jenera­ łem Bonltt. Memorjał przedstawiony przez hrabiego, a brzmią­ cy, jako wypowiedzenie wojnę rewolucji, został odrzucony przez obu monarchów; ich narada w Pillnitz zdecydowała wprawdzie wa­ żność przywrócenia porządku monarchicznego we Francji i konie­ czność działania wspólnego państw europejskich. Rewolucjo­ niści chcieli koniecznie wojny, aby tym sposobem przeprowadzić swój terroryzm we Francji i przenieść rewolucję do sąsiednich państw. Zażądali przeto od cesarza aby stanowczo oznajmił w przeciągu trzech tygodni, czy chce być sprzymierzeńcem Fran­ cji. Teraz poznał Leopold, że utrzymanie pokoju było niemożliwoś­ cią. Wzmacniał więc swoje wojska w Belgjii nad Renem i zawarł 7 lutego 1792 roku z Prusami przymierze, na mocy którego obie strony zobowiązały się do wzajemnej pomocy i obrony. W piś­ mie swojem do rządu francuzkiego dowodzi, że polityka jego je ­ dynie ma na celu zabezpieczenie własnego państwa, że nie myśli się mieszać do spraw wewnętrznych Francji, chyba w razie gdy­ by życie rodziny królewskiej było żagrożone; emigrantom nigdy pomagać nie będzie. W kilka dni po tym manifeście umarł ce­ sarz Leopold II, 1 marca 1792 roku. Za jego syna i następcy cesarza Franciszka II, który został ukoronowany we Frankfurcie 14 lipca 1792 roku przygotowania do wojny poszły szybko. Ministerjum żyrondystów we Francji, zażądało 18 marca 1792 roku, żeby Austrja natychmiast się roz­ broiła i wszystkie przymierza przeciw Francji zawarte rozwiąza­ ła. Odpowiedź była następująca: Austrja wtedy tylko to uczy­ ni, jeżeli Francja przywróci stanom niemieckim naruszone przy­ wileje, papieżowi odda wynagrodzenie za oderwany Avignon, a na wewnątrz takie zaprowadzi zmiany, któreby dawniejszą wła­ dzę rządowi przywróciły i stłumiły rozruchy niepokojące inne państwa. Wskutek tego, zgromadzenie prawodawcze zmusiło Lu­ dwika XVI do podpisania 20 kwietnia 1792 roku wypowiedzenia wojny „królowi Czech i Węgier.“ Przedtem i potem jeszcze Francja starała się nakłonić dwór berliński do zawarcia z nią przymierza, lub przynajmniej do ogłoszenia neutralności. Ale Fryderyk Wilhelm II zanadto nienawidził rewolucji, aby ją mógł w najmniejszy sposób popierać. Wolał z nią walczyć, dlatego wypowiedział Francji wojnę. Ponieważ we Francji panował nieład, przygotowania odby­ wały się niedbale, a pod sztandarami wolności i równości, kar­ ność w wojsku się rozprzęgała i podbicie Francji nie było wcale nieprawdopodobieństwem, jeżeliby Austrja i Prusy i całe państwo niemieckie wszystkie swe siły i wojska użyły, a pod dobrem prze­ wodnictwem przeciw Francji je wywiodły. Ale pojedynczy ksią­ żęta niemieccy starali się usunąć z pod ogólnej sprawy, Austrja zaś i Prusy za mało były przygotowane, aby natychmiast w jesieni zaraz po wypowiedzeniu wojny przejść francuzką granicę. W pra­ wdzie wojska francuzkie które do Belgji wkroczyły zostały wy­ parte w maju 1792 roku przez Austryjaków po za granice pań­ stwa, tem gorzej jednak wypadła wyprawa do Szampanji. Pod dowództwem arcyksięcia Karola Wilhelma Ferdynan­ da z Brunszwiku wyruszyło 45,000 Prusaków i 6,000 Hessów z Lotaryngii, podczas gdy 82,000 Austryjaków częścią pod Cler-Francj*.— Wojny z obcemi państwami. 103 fa it w Belgii, częścią pod Hohenlohe-K ir chberg nad Wyższym Renem stały a 8,000 emigrantów przyłączyło się do sprzymierzo­ nych. Manifest wojenny wydany przez księcia 25 lipca 1792 r. (autorem tegoż był margrabia Limoń), który na wypadek oporu groził najgorszemi czynami zemsty, poruszył jeszcze bardziej Francją i spowodował napad na Tuilerje oraz zamknięcie rodziny królewskiej w Tempie. Przy oblężeniu małych twierdz jak Longwy i Verdun, stra­ cono wiele drogiego czasu a książę nie chciał słuchać króla który wraz z dwoma synami swymi przybył do wojska i namawiał go do szybkiego uderzenia na Paryż; obstawał przy swej metodzie powolnego i namyślającego się systemu wojennego. Francuzi li­ czyli 60,000 ludzi i zostawali pod dowództwem jenerała Dumou- riez pod którym jenerał Kellermann dowodził. Przyszło do małych potyczek a 20 września do kanonady pod Yalmy. Tam stał Kellermann, w niejakiem oddaleniu od jenerała Dumouriez. Król żądał natychmiastowego natarcia na Kellermanna, wojska jego cieszyły się niezmiernie z lego, że nareszcie bić się będą mogły. Już i teraz jedna kolumna francuzka, która miała ude­ rzyć naprzód została rozbitą a kilka wozów z prochem przewró­ conych, co spowodowało ogromne zamieszanie w armji francuz- kiej. Gdyby w tej chwili niecierpliwi Prusacy uderzyli na Fran­ cuzów, to cała armja tych ostatnich, z samych nowicjuszów pra­ wie złożona, poszłaby niezawodnie w rozsypkę. Ale książę nie chciał uderzać i namawiał króla, by poprzestał na nieużytecznej kanonadzie. Wtedy Dumouriez rozpoczął układy z królem pru­ skim i chciał go namówić do opuszczenia posiadłości francuzkich i do rozwiązania przymierza z Austrją. To obudziło niepokój austryjackich przywódzców. Usunęli się do Belgji. Hessowie pospieszyli do ojczyzny swej zagrożonej przez Francuzów, a ksią­ żę, którego wojsko cierpiało bardzo z powodu niewygody i braku prowjantów, musiał powrócić do Treviru. Konwencja nabrała otuchy po tem zwycięztwie; opanowaw­ szy rządy Francji po zburzeniu królestwa, postanowiła prowa­ dzenie wojny zaczepnej i przeniesienie wojny rewolucyjnej do państw sąsiednich. Dekret z 19 listopada 1792 roku oznajmia wszystkim ludom, któreby chciały monarcbję na republikę za­ mienić, że konwencja pomagać im będzie. Francuzki jenerał Custine wkroczył ponad Ren, zajął 21 października 1792 roku twierdzę Moguncję,, wskutek niezaradności komendanta, zdobył Wormację i Spiż, spalił także Frankfurt. Z Moguncji napadł plądrując na Wetterau i krainę nad rzeką Lahn. Ale bataljo- ny pruskie i hesskie wyruszyły na Frankfurt, pobiły Francuzów 2 grudnia 1792 i zmusiły ich do opuszczenia prawego brzegu Re­ nu. Mieszczanie mogunccy, zniechęceni swym rządem ducho­ wieństwa, ogłosili „republikę nadreńską,“ która miała zajmować eały kraj od Landau do Bingen i wysiali do Paryża deputację, na czele której stanął podróżnik Jerzy Forster i A dam L u x z prośbą do konwencji ażeby republikę nadreńską wcielono do Frankonji. Żaden z tych „klubistów mogunckich“ nie ujrzał swej ojczyzny; Adam Lux jakeśmy widzieli wyżej, zginął pod gilotyną za uwielbienie, jakie okazywał Karolinie Corday; Je­ rzy Forster umarł w styczniu w Paryżu pełen rozpaczy z powodu zawiedzionych nadziei swoich i scen ulicznych, jakim się przyglą­ dać musiał. Wojska francuzkie okryły się także sławą we Wło­ szech. Królowi Sardynji zabrały Sabaudję i Niceę, zamieniając je na departamenty francuzkie. W tymże czasie po odejściu Pru­ saków z Szampanji wkroczył Dumouriez do Belgji na czele wojska francuzkiego, pobił Austryjaków 6 listopada 1792 roku pod Je- mappes i zajął całą Belgję aż do rzeki Maas. Ażeby pomódz wy­ cieńczonemu skarbowi francuzkiemu przez zabranie dóbr i państw kościelnych w Belgji, konwencja postanowiła wcielenie Belgji do Francji. Takie korzyści odniesione w wojnie przez rząd francuzki obok skazania na śmierć króla Ludwika, zaniepokoiły wszystkich książąt europejskich. Austrja i Prusy zaczęły się naradzać nad wspólną wyprawą, w nagrodę której pierwsza obiecywała sobie część Polski, druga — część Bawarji, którą na nowo za Belgję zamienić chciała. Państwo niemieckie wypowiedziało wojnę; Francja.— Wojny z obcemi państwami. 106 go w tyin wcieleniu Belgji i zagrożeniu Holandji wypowiedziała wojnę na morzu i lądzie. Te państwa, do których dołączyły się jeszcze Hiszpanja, Holandja i Neapol, utworzyły pierwszą koalicję, przeciw Francji. Gdyby te liczne państwa taką samą rozwinęły energję, jak i Francja, byłaby niezawodnie ta ostatnia uledz musiała. Pierw­ sze wypadki wojny odezwały się bez zapowiedzi. Nowe wojsko austryjackie pod księciem Koburg, któremu przydano do pomocy Clerfaita i młodego arcyksięcia Karola, wyruszyło do Belgji i wyparło Francuzów poza rzekę ,Maas, przyczem ci ostatni utra­ cili 12,000 dezerterów i 100 armat. Dumouriez, który teraz do­ piero przybył do wojska, wyruszył znowu w drogę do Luttich, po­ dniósł upadającą odwagę swego wojska przez szczęśliwą potyczkę z przednią strażą austryjacką, ale został zupełnie pobity pod N e- erwinden 18 marca 1793 r, po kilkogodzinnej bitwie. Pobici w dzikiej ucieczce przeszli na granicę francuzką. Stanowisko je­ nerała Dumouriez mocno zachwiane zostało tą klęską. Oddawna poróżniony z jakobinami nie miał innego widoku prócz tego, że go stawią pod sąd. Postanowił przeto udać się z wojskiem swo- jem na Paryż, rozbić konwencję, a rząd konstytucyjny przywrócić w osobie Ludwika XVII lub młodego Egalité, księcia Ludwika Filipa z Chartres, który się znajdował w jego wojsku. W tym celu układał się z Austryjakami, których pomoc czynną przyjmo wał w razie potrzeby. Minister wojny przybył do jego obozu z czterema komisarzami konwencji, ażeby go zmusić do powrotu do Paryża, dobrowolnie lub siłą. Dumouriez kazał zaaresztować posłów i wydać ich Austryjakom. Chodziło tedy o to, czy wojsko jego pójdzie z nim na Paryż, ale ani gwardja narodowa, ani sze­ regowcy iść nie chcieli. Wypowiedzieli mu posłuszeństwo, ja­ ko zdrajcy i nie pozostało mu nic innego, jeżeli życie swe chciał ratować, jak tylko 4 kwietnia przejść do obozu austryjackiego z księciem Chartres i małą garstką wiernych. Belgja napowrót dostała się w ręce Austryjaków i musiała ciężko odpokutować za sympatję okazaną republice francuzkiej. Przy dalszym chodzie Austryjaków miasta Condó i Vallenciennes zostały straco­ ne dla Francji, a jenerał Custine, któremu winę tej klgski przy­ pisywano, oddał głowę pod gilotynę. Droga do Paryża stała otwartą dla sprzymierzonych Austryjaków, Anglików i Holen­ drów. Ponieważ jednak Anglicy, oglądający się wciąż za łupem, oczy swe zwracali na port Dunkierki, przeto koalicja nie skorzy­ stała ze sposobności zadania stanowczego ciosu i zadowolniła się podrzędnemi wyprawami, które żadnej wartości dla całej sprawy nie miały. Wojna przybrała inny obrót od 8 września 1793 r. po zwycięztwie jenerała francuzkiego Houchard pod Hondscota nad Holendrami i Hanowerczykami, oraz 16 października po zwycięz­ twie jenerała Jourdan pod W attignies nad Austryjakami. Nad Renem Prusacy bili się szczęśliwie w tym samym roku 1793. Zmusili 23 lipca Moguncję do kapitulacji. Jenerał Beau- harnais, który przybył zapóźno na odsiecz, został skazany na śmierć przez jakobinów, którzy go nienawidzili jako szlachcica. Prośby jego małżonki Józefiny nie odniosły innego skutku, prócz tego, że i ją do więzienia zaprowadziły. 23 czerwca 1794 r. zginął Beauharnais na szafocie. Po zdobyciu Moguncji nad Renem woj­ na nader niedbale prowadzoną była. Wypadki w Polsce hamo­ wały wolę króla pruskiego. Układ pomiędzy Rosją a Prusami w sprawie drugiego rozbioru Polski został wprawdzie zawarty, ale nie wykonany. Rosja odebrawszy część swoją, kontentą była, że sejm polski wahał się z oddaniem Prusom żądanych pretensyj. Austrja zazdrościła swemu sprzymierzeńcowi wszelkiego rozsze­ rzenia posiadłości na wschodzie i nie życzyła sobie, aby Prusy nad Renem wielkie odnosiły korzyści. Przy takim antagonizmie, który się odgrywał w Polsce, musiała koniecznie ucierpieć jedność polityki prowadzenia wojny nad Renem. Austryjacki jenerał W urm ser operował w Alzacji na własną rękę, a król pruski wy­ jechał nagle do Polski, aby na czele swej armji przeprowadzić swe żądanie, co mu się też udało. Tymczasem książę Brunszwi- ku wkroczył do Palatynatu i pobił 14 września 1793 r. francuz­ kiego jenerała M oreau 'pod Firm asentz, a 28, 29 i 30 listopada jenerała Hocke pod Kaiserslautcrn. Jenerał Hoche ściągnąw­ Francja.— W ojny z obcemi państwami. 107 szy liczne wojska, uderzył 25 i 26 grudnia na linje weisenburg- skie, ustawione przez jenerała Wurmsera, a uważane za nader strategiczny punkt nad średnim Renem. Zdobył dominujący nad nimi Gaisberg i zmusił Austryjaków do usunięcia się na prawy brzeg Renu, poczem także i Prusacy zwrócili się w pobliże Mo­ guncji. Dopiero podczas wyprawy 1794 roku został wykonany de­ kret z 23 sierpnia 1793 roku nakazujący pospolite ruszenie (levée en masse). Jako członek komisji ocalenia kierował wtedy sprawa­ mi wojennemi dzielny Carnot. Starał się on o zbieranie i musztro­ wanie wojska i podawał plany operacyjne. Mnóstwo żołnierzy * broni wysłano w pole, przy dźwiękach zapalającej wszystko mar syljanki. Zaprowadzono nową taktykę wojenną i w pierwszej linji szła artylerja, w drugiej popierająca ją piechota. Jeżeli w tej masie nowozaciężnych żołnierzy zbywało z początku na wytrwało­ ści, szczególniej w niekorzystnych chwilach walki, to niebawem przy ciągle trwających wojnach, braki te wypełnione mi zostały. Dzielni żołnierze, którzy przed rewolucją jeszcze mieli stopień podoficerów lub sierżantów, podnieśli się wśród tych nowych sto­ sunków, gdzie tylko zasługa a nie urodzenie znaczyło, do rangi jenerałów i stanęli na czele wielkich armji; takimi byli Hoche i Pichegru. W Berlinie znużeni byli wszyscy wojną z Francją. Finanse były wyczerpane, ze strony Rosji i Austrji można się tylko było spodziewać kroków nieprzyjacielskich, spowodowanych zazdrością a wśród takich okoliczności nie mogło być mowy nawet o korzy - stnem prowadzeniu wojny. Książe brunszwicki, który już utra­ cił sławę swą wielkiego dowódcy, podał się do dymisji; feldmar­ szałek M óllendorf został mianowany jego następcą. Prusy usi­ łowały napróżno uzyskać od Austryi i państwa niemieckiego posiłki pieniężne do dalszego prowadzenia wojny; postanowiły przeto 1] marca 1794 r. usunąć się od koalicji i wystawić tylko stałe swe wojsko. Chcąc temu przeszkodzić Anglja i Holandja zobowiązały się układem w Hadze 19 kwietnia 1794 r, na wy­ płacenie posiłków Prusom. Tym sposobem Fryderyk Wilhelm II pozostał w koalicji, a jego wojska rozpoczęły wyprawę 22 ma­ ja. Melendorf pobił 23 maja Francuzów pod Kaiserslanten i wy­ parł ich z Palatynatu do Wogezów. W Niderlandach roztrzy- gnąć się miała wyprawa tegoroczna. Tam stał Pichegru na czele 150,000 ludzi; jenerałowie Moreaux, Macdonald, Vandamme, Souham służyli pod nim. Pobił on 11 maja austryjackiego je­ nerała Clerfait pod Courtrai, a 18 maja księcia York pod Tour­ coing. Anglicy i Holendrzy zażądali, aby Mellendorf wyruszył z wojskiem pruskiem od Renu do Belgji, aby ten kraj dla sprzy­ mierzeńców wyratować. Ale rząd pruski nie chciał na to przy­ stać i w skutek tego wstrzymano wypłatę subsydjów. Ponieważ Francuzi w Belgji na niektórych punktach pobici zostali, przeto Carnot wysłał drugą armją liczącą 75,000 wojska pod dowództwem Pospolite Ruszenie, Warsaw, Poland. 2,232 likes. Oficjalny fanpage ruchu POSPOLITE RUSZENIE E-mail: pospolite.ruszenie@wp.pl www:
Co to jest rajd samochodowy? Moto-entuzjaści odpowiedzą, że to jedna z form sportu motorowego. Ale nie każdy człowiek jest moto-entuzjastą. Laicy często utożsamiają rajdy z wyścigami – i w dzisiejszych czasach trudno się im dziwić, bo i w jednej i w drugiej dyscyplinie chodzi o osiągnięcie jak najkrótszego czasu przejazdu. Reszta to różnice techniczne, których znajomości trudno wymagać od laików. Zresztą, nawet w fachowej prasie motoryzacyjnej czytamy, że “kierowcy ścigają się” na trasie np. Rajdu Polski. No bo co niby innego robią…? (pomijam tu niektórych pożal się Boże “dziennikarzy” nazywających “rajdami” co bardziej medialne przestępstwa drogowe, bo szkoda mi wieczoru i klawiatury). Sobiesław Zasada pisał w książce “Moje rajdy“, że rajd jest pojęciem szerszym od wyścigu – zawiera w sobie wyścig, lecz się do niego nie ogranicza. Za jego czasów jeszcze tak było, chociaż już wtedy wszystko sprowadzało się do wykręcenia jak najlepszego czasu – zupełnie jak w wyścigu. A jak było jeszcze dawniej…? Słowo “rajd” to spolszczone, angielskie “raid“, co oznacza napaść z zaskoczenia albo nalot bombowy – czyli rodzaj wojny błyskawicznej. Z kolei francuskie „rallye” pochodzi od archaicznego czasownika rallier, oznaczającego zbiórkę rycerstwa na wyprawę, bynajmniej nie pokojową – czyli coś, co po polsku określamy mianem “pospolitego ruszenia”. Czy ktoś z Was, wybierając się na rajd, użył kiedyś tego określenia…? No to od dzisiaj wiecie już, że można. Pospolite ruszenie to nie był, rzecz jasna, byle kto, a jedynie szlachta. Błękitna krew. W początkach motoryzacji na rajdy też nie jeździł byle kto – głównie z powodu bariery finansowej. Być automobilistą oznaczało przede wszystkim być ogromnie bogatym, a majątek wciąż był blisko związany z wysokim pochodzeniem. Czytaliście może “Przygody dobrego wojaka Szwejka“? W pierwszej scenie powieści Szwejk rozmawia z niejaką panią Müllerovą. Ta opowiada mu z przejęciem, że w Sarajewie zabito właśnie arcyksięcia Ferdynanda, jadącego sobie ulicą w automobilu. “Patrzcie państwo… w automobilu…” – odpowiada filozoficznie Szwejk. “Juści, taki Pan to może sobie na to pozwolić, i ani nie pomyśli, jak się taka przejażdżka może skończyć…“. Na uczestnictwo w najstarszych rajdach samochodowe faktycznie stać było tylko arystokrację, ale nie kończyły się one aż tak źle, jak arcyksiążęcy wyjazd do Sarajewa. Być może Was zdziwię, ale w stosunku do początków tej dyscypliny poziom bezpieczeństwa w rajdach… raczej się pogorszył. Dziś jest co prawda nieporównanie lepiej niż 30 albo 50 lat temu, ale gorzej niż na początku XX stulecia. Bo chyba nie wyobrażacie sobie, że panowie szlachta się samochodami ścigali…? To znaczy niektórzy, cierpiący na chroniczny głód adrenaliny – owszem, ścigali się. Ale od tego mieli wyścigi. W rajdach natomiast uzupełniano niedobory zgoła innych substancji. Najstarszy z rozgrywanych do dzisiaj rajdów to Rallye Monte Carlo. Jest on organizowany przez Automobilklub Monaco – jedną z najbardziej ekskluzywnych organizacji tego typu na świecie. Zresztą, co w Monaco nie jest ekskluzywne…? Czy jest na Ziemi jakieś miejsce bardziej kojarzone z arystokracją i rodowymi fortunami? Wielkie pieniądze można znaleźć w wielu miejscach świata, ale o fortuny wywodzące się jeszcze z czasów feudalnych najłatwiej właśnie tam. Pierwszy Rallye Monte Carlo odbył się w roku 1911. Imprezę wymyślił książę Monaco, Albert I Grimaldi, wraz z lokalnym klubem rowerowo-automobilowym, który miał się dopiero stać organizacją skrajnie elitarną. U podstaw rajdu legła dalekowzroczna wizja księcia, która uczyniła śródziemnomorskie księstwo tym, czym jest ono dzisiaj. Bo jakkolwiek może się wydawać, że arystokratyczno-dekadencki charakter tego miejsca był mu przypisany od zawsze, to tak naprawdę jest on zasługą turystyki, a tę wynaleziono dopiero w II połowie wieku XIX-tego. To wtedy, dzięki możliwości szybkiego i wygodnego podróżowania, jaką podarował ludzkości wynalazek kolei żelaznej, brytyjscy lordowie wpadli na pomysł spędzania czasu w słońcu, którego chronicznie im brakowało. Najbliższe ich pałacom miejsce, gdzie słońca było pod dostatkiem, znaleźli sobie właśnie na południowym wybrzeżu Francji. Lokalne władze i inwestorzy szybko wykorzystali tę okazję wznosząc na miejscu luksusowe hotele, restauracje i inne przybytki, w których spragnieni wrażeń arystokraci mogli w łatwy sposób odchudzić swoje kiesy. Na największe ośrodki tego “przemysłu bez kominów”, jak mówiono już ponad sto lat temu, wyrosły Nicea i Monaco. Na przełomie stuleci możni tego świata zaczęli interesować się automobilizmem, więc obrotni (jeszcze wtedy) Francuzi nie omieszkali zapewnić im tego typu rozrywek. Na wiosnę każdego roku rozgrywano w Nicei sławne “tygodnie wyścigowe”, które opisałem już częściowo TUTAJ. Ówczesny książę Monaco, Albert, nie mógł patrzeć na to bezczynnie i rzucił pomysł imprezy, która znacznie skuteczniej napełniała kasę księstwa: chodziło o zwołanie na jego włości automobilowego pospolitego ruszenia. Po francusku wydarzenie nazwano Rallye Monte Carlo. Przeciętnemu dzisiejszemu spalaczowi LPG regulamin pierwszego Rajdu Monte Carlo może wydawać się dziwny. Mało powiedziane – on jest wręcz absurdalny!! W tym szaleństwie była jednak metoda – żeby ją zrozumieć, musimy zapomnieć o współczesnym pojęciu rajdu jako specyficznego rodzaju drogowego wyścigu i pamiętać, że głównym celem całego przedsięwzięcia było ożywienie gospodarki księstwa poprzez przyciągnięcie ruchu turystycznego (czytaj – ściągnięcie na miejsce jak największej liczby bogatych i znudzonych arystokratów). Pobudzeniu koniunktury służył nawet wybrany termin rajdu, zaraz po Nowym Roku – w turystyce był to martwy sezon, należało więc działać właśnie wtedy. A to, że zima pociągała za sobą wyjątkowo urozmaicone warunki atmosferyczne i drogowe, co czyniło rywalizację bardziej interesującą, to już niejako efekt uboczny pierwotnej decyzji księcia i automobilklubu (natura pomagała też wzmocnić wizerunek Monaco jako miejsca iście magicznego: wyobraźcie sobie, że po setkach kilometrów w mrozie i śniegu, błocie i deszczu, a następnie przejeździe przez oblodzone przełęcze alpejskie, zjeżdżacie serpentynami do bajkowego księstwa, gdzie nad lazurowym morzem rosną palmy i świeci słońce, a temperatury dochodzą nawet do 20 stopni). By przyciągnąć gości z całej Europy zastosowano formułę Zlotu Gwiaździstego, czyli równoległy start z wielu punktów kontynentu. Ten pomysł sprawdził się we wcześniejszych zawodach rowerowych, dlaczego więc nie powtórzyć go na samochodach? Pierwsza edycja rajdu, rozegrana w roku 1911, rozpoczynała się w Paryżu (1020 km od Monaco, startowało stamtąd 9 zawodników), Boulogne-sur-Mer (1272 km, 1 załoga), Berlinie (1700 km, 2 auta), Brukseli (1310 km, 4 auta), Genewie (670 km, 2 auta) i Wiedniu (1319 km, 2 auta). Trasę należało pokonać z przeciętną szybkością co najmniej 10 km/h, ale nie więcej niż 25. Nie odliczano postojów jakiejkolwiek natury (chcesz odpocząć albo się przespać? Nie ma problemu, ale zegar nie przestaje tykać). Na czym polegała punktacja? Otóż zawodnikom przyznawano: po jednym punkcie za każdy km/h powyżej minimum (10 km/h), ale nie więcej niż 15 (bo maksymalną szybkość ograniczono do 25 km/h), po jednym punkcie za każde przejechane 100 km (żeby jadący np. z Wiednia, przez całe Alpy i w trzaskającym mrozie, byli premiowani w stosunku do paryżan), po dwa punkty za każdego pasażera (dwuosobowa załoga dostawała tu dwa punkty, pięcioosobowa – osiem). Dziwne…? Przypominam: ożywianie turystyki!! Wszak każdy pasażer to dodatkowy klient luksusowych hoteli, restauracji i kasyna, ewentualnie dama, której wypada zaimponować i kupić na miejscu odpowiedniej wartości pamiątki z krainy Księcia Pana!! Na tym kończyły się czynniki obiektywne, dające się policzyć i nie podlegające dyskusji. Oprócz nich istniały też jednak cztery pola do popisu dla sędziów, którzy mieli do rozdzielenia aż do 40 punktów, i czynili to całkowicie według swojego uznania. Tutaj było miejsce do największych nadużyć, kłótni i niekończących się protestów: 0-10 punktów za komfort pojazdu – dla arystokratów wygoda była ważnym elementem oceny automobilu, 0-10 punktów za konkurs elegancji (gdzie zadawało się szyku nie tylko samym automobilem, ale też strojem, fryzurą, biżuterią – w końcu szlachectwo zobowiązuje), 0-10 punktów za stan techniczny auta po ukończeniu Zlotu Gwiaździstego (czyli coś w rodzaju oceny niezawodności), 0-10 punktów za stan karoserii auta, w tym czystość (tak, była możliwość umycia pojazdu po Zlocie Gwiaździstym). W 1911r. na rajd zapisały się 23 załogi, z czego na starcie zjawiło się 20, a ukończyło imprezę 18. 90% zawodników na mecie – tak wysoki wynik nie powtórzył się już nigdy, aż do dzisiaj. Wygrał Francuz, Henri Rougier, na samochodzie prawie zapomnianej dziś marki Turcat-Mèry, model 25 HP, który trasę ze stolicy Francji przejechał w 28h:10m. Za swój wyczyn zainkasował franków nagrody, minus 50 franków wpisowego. Protest zgłosiła niemiecka załoga Juliusa Beutlera i kapitana von Esmarcha, która na swym Martini (również nieistniejący już od dawna producent szwajcarski) przebyła z Berlina aż km, i to z najwyższą przeciętną (22,655 km/h). Niemcy poczuli się pokrzywdzeni, gdyż spędzili w otwartym aucie ponad 74 godziny w mrozie i śniegu osiągając przy tym najwyższą szybkość, podczas gdy Rougier przebył „zaledwie” 1020 km, w wolniejszym tempie, przyjaźniejszym klimacie i o wiele wygodniejszej, zamkniętej limuzynie. Koronnym argumentem Niemców miało być nieobsadzenie odwiedzonych przez nich nocą punktów kontrolnych, których obsługa po prostu poszła sobie spać i nie podbiła zawodnikom karty, na czym utracili oni trochę punktów. Jury przyznało jednak zwycięstwo Francuzom, jako że bezdyskusyjnie wynikało to z obowiązujących kryteriów. Protest został oddalony. Cztery kolejne zdjęcia zwycięzcy, Henri’ego Rougiera na Turcat-Mèry 25 HP De Aspiazu (Gobron 40 HP), 2 lokata Julius Beutler (Martini 28/35 HP), 3 miejsce Denoncin (Gobron-Brillié 40/60CV), 4 miejsce Testa (Motobloc 16 HP), 5 miejsce Goldstück (La Buire 54CV), 6 miejsce (zdjęcie zrobione w czasie startu na paryskim placu Zgody, gdzie dziś mieści się siedziba FIA) Knapp (FIAT 16/18CV), 7 miejsce Frankl (Daimler 28/32HP), 11 miejsce Huet (Bugatti Type 13), 12 miejsce Graselin (Grégoire), pozycja nieznana (nie ma go na pokazanej wyżej liście, czyli albo zajął jedno z ostatnich trzech miejsc, albo nie dojechał do mety) Niewielka popularność rajdu i mało eleganckie awantury o wynik budziły obawy o przyszłość imprezy, ale wbrew pesymistom w kolejnym roku zgłosiło się aż 88 załóg. Minimalne tempo zwiększono z 10 do 25 km/h, co jednak okazało się przedwczesne: zadaną przeciętną przekroczyła tylko jedna załoga, która w komfortowych warunkach przyjechała z Genewy osiągając średnią aż 49 km/h. Mimo to, nie wygrała: za porażkę z ubiegłego roku zrewanżował się bowiem Beutler wygrywając dodatkowymi punktami z konkursu elegancji. Nie chcąc powtarzać błędu sprzed roku pojechał zamkniętym Berlietem 16 HP – w ten sposób nie tylko przebył trasę w większym komforcie, ale też zyskał punkty, bo sędziowie mieli akurat kaprys hurtowo obniżyć oceny wszystkim autom bez dachu, uznanym za nieładne i w ogóle niepełnowartościowe (swoją drogą ciekawe, jak bardzo na przestrzeni lat zmieniają się konwenanse i kanony estetyki). Na drugim miejscu uplasował się von Esmarch – towarzysz Beutlera z poprzedniego roku, który tym razem pojechał samodzielnie, na niemieckim samochodzie Dürkopp. Prasa określiła zwycięstwo Niemców mianem skandalu, który był możliwy jedynie dzięki lekkomyślnej i nieuzasadnionej decyzji sędziów konkursu elegancji… Podobne spory miały towarzyszyć rajdowi przez całą jego historię. Z innych ciekawostek wymienię samotny start z Paryża niejakiej panny Cabien-Parran na maleńkim Lion-Peugeot, oraz dziewiąte miejsce rosyjskiej ekipy A. Nagela na Russo-Bałt. Przejazd ponad km z samego Petersburga, w styczniu, autem przykrytym jedynie plandeką, zajął 9 dni, podczas których załoga najbardziej obawiała się… watah wygłodniałych wilków. W ostatecznym sukcesie przeszkodził nienajlepszy stan samochodu, mocno sfatygowanego trudami podróży (postać Nagela i jego udział w RMC to temat na osobny wpis, który już trafił do mojego kajetu). Osobno przyznano nagrodę dla najpiękniejszej voiturette (“samochodziku”, który dzisiaj nazwalibyśmy mini-samochodem), a także nagrody za konkurs elegancji z dekoracjami kwiatowymi Zwycięzca drugiej edycji rajdu – Julius Beutler na Berliecie A to Delauney-Belleville pana Maze, który wygrał konkurs elegancji. Zdobienie auta kwiatami było przewodnim tematem konkursu. Potężny, aż 70-konny Mercedes na trasie. Po takich przejściach przygotowanie do konkursu elegancji nie było łatwe. Kapitan von Esmarch – 2 lokata Rolls-Royce hrabiego Malvasia Della Serra – 4 miejsce w generalce Mademoiselle Cabien-Parran na Lion-Peugeot Frankel na Gräf & Stift 28-32HP (miejsce 15) Andriej Płatonowicz Nagel i Wadim Aleksandrowicz Michajłow na Russo-Bałt zajęli ostatecznie 9 miejsce (3 zdjęcia) Na trzecią edycję Rallye Monte Carlo trzeba było czekać aż do 1924r. Stary regulamin początkowo pozostał niezmieniony, ale ponieważ technika szła do przodu i sama jazda samochodem, nawet przez cały kontynent i w zimie, przestała być ekstremalnym wyzwaniem, rajd stopniowo wzbogacano o inne próby: rozruchu zimnego silnika (kierowca stojący trzy metry od auta miał 20 sekund na ruszenie z miejsca, za każdą dodatkową sekundę przyznawano punkt karny), przyspieszenia i hamowania (tu trzeba było ruszyć, przejechać na wprost cały Bulwar Księcia Alberta, na jego końcu zawrócić i powrócić na linię startu z zatrzymaniem dokładnie na niej, oczywiście wszystko na czas), a potem zręczności (tak zwana gymkhana – plac manewrowy na czas). W 1939r. po raz pierwszy rozegrano prawdziwy wyścig górski, na drodze z Monaco do Éze. Nadal karano za uszkodzenia auta, a premiowano długość dojazdu, ilość pasażerów i komfort samochodu. W tej ostatniej dziedzinie sędziowie oceniali “wygodę jadących, wyposażenie pojazdu, możliwości przewozu bagażu, kompletność i dostępność pokładowego zestawu narzędzi (!!), umieszczenie kół zapasowych, zabezpieczenie oświetlenia i użyteczność dodatkowych udogodnień”. Nie ma co – nic, tylko być jurorem!! Na znaczeniu zyskiwało tempo jazdy, a tracił konkurs elegancji. Końcowy wynik zaczęto mnożyć przez współczynniki zależne od pojemności silnika. Mimo coraz większej ilości prób i skomplikowania zasad punktacji, w 1939r. na najwyższym stopniu podium znalazły się ex aequo dwie załogi, które osiągnęły identyczny wynik co do jednej dziesiątej punktu: J. Paul / M. Çontet (Delahaye 135 M) i J. Trevoux / M. Lesurque (Hotchkiss 686 GS Riviéra). Z czasem formuła ewoluowała w kierunku klasycznej imprezy szybkościowej, gdzie decydował po prostu łączny czas przejazdu, ale jeszcze do lat 50-tych Rallye Monte Carlo miał bardziej charakter wielkiej, automobilowo-towarzyskiej Przygody niż „zwykłego” ścigania się, chociaż minimalne szybkości podnoszono. Od 1929r. w Zlocie Gwiaździstym obowiązywała średnia 50 km/h we Francji (gdzie były stosunkowo dobre drogi) i 40 km/h w innych krajach. Wciąż nie odliczano czasu snu czy posiłków, ale dodawano po 20 minut na każdą odprawę graniczną (co oczywiście nie wystarczało, nie mówiąc o tym, że pośpiech zawodników celnicy namiętnie wykorzystywali do wyłudzania łapówek). Wydłużała się liczba miejsc startu – trafiły na nią m. in. Lizbona, Gibraltar, Ateny, Tunis, Monachium, Frankfurt, Glasgow, Kopenhaga, Amsterdam, Bukareszt, Jassy, czy Warszawa. Kto naprawdę chciał wygrać, wybierał najdłuższe trasy (z Umeå w Szwecji, John-O’Groats w Szkocji, Palermo albo Tallina), bardzo trudne w czasach, gdy nie istniało pojęcie zimowego utrzymania dróg. Zawodnicy stosowali łańcuchy na koła i opony nabijane stalowymi kolcami (pierwsze takie wypuściła fińska firma Nokian w 1936r., testowano je właśnie w RMC). Mimo postępu, niezastąpiona pozostawała poczciwa łopata. Lwy salonowe, którym nie zależało na wysokim miejscu, a jedynie na pokazaniu się i polansowaniu, preferowały spacerowe trasy z Paryża, Genewy, Mediolanu czy San Sebastian, które pokonywało się w relatywnym komforcie (dobre drogi, łagodny klimat). À propos lwów salonowych: jako „zawodnik” – również w tabelach wyników – oficjalnie występował wyłącznie właściciel pojazdu, który wcale nie musiał zasiadać za kierownicą – wszak według prastarej, automobilowej tradycji, szofer był tylko lokajem arystokraty… Dziwaczne, nieprecyzyjne i mocno uznaniowe kryteria powodowały wiele zgrzytów. W 1925r. niejaki F. Repusseau wystartował z Tunisu… autobusem Renault: punkty za liczbę pasażerów pozwoliły mu zwyciężyć (!!), mimo spóźnienia spowodowanego ogromnymi trudnościami na górskich serpentynach. Później jeszcze kilku innych próbowało tego samego numeru, ale już bez powodzenia, bo właśnie z powodu fortelu Repusseau w 1928r. organizator wprowadził do punktacji współczynniki zależne od pojemności silnika. Sam pomysł pozostał jednak skuteczny: w tym samym 1928r. Jacques Bignan zapakował do małego, 27-konnego Fiata 509 tylu ludzi i bagażu, że pod alpejskie przełęcze musiał podjeżdżać tyłem, ale rajd wygrał (droga z Bukaresztu zajęła mu 86 godzin). Spory dotyczące prób zręczności (np. precyzja zatrzymania na linii) ciągnęły się w nieskończoność, bo ówczesne, prymitywne fotokomórki były niedokładne, a fotografie aut w biegu – nieostre. Tajemnicą poliszynela była stronniczość sędziów: w 1928r. dyrektorce paryskiej szkoły jazdy, Madame Varsigny, nie zneutralizowano przymusowego postoju na policyjnej blokadzie (żeby była jasność – taki wyjątek był przewidziany w regulaminie), przez co spadła ona z pierwszego miejsca na trzecie. Mówiono, że jedyną przyczyną był szowinizm jurorów. Zawodniczce na osłodę został tylko przyznawany od 1927r. Puchar Dam. Padały też oskarżenia o faworyzowanie Francuzów – np. przymykanie oka na oficjalnie zabronioną, zewnętrzną pomoc serwisową (wszystkie prace przy samochodzie musiały być wykonywane siłami załogi, przy użyciu części i narzędzi wiezionych na pokładzie – inna sprawa, że w autach nie siedzieli żadni komisarze, więc przepis był fikcją). To wszystko jednak nigdy nie przyćmiło splendoru i magii imprezy przyciągającej do Monte Carlo każdego automobilistę, który mógł sobie na to pozwolić. W 1935r. rzeczony splendor i magia przyciągnęły do Monte Carlo między innymi młodego warszawskiego arystokratę, hrabiego Jerzego Łubieńskiego. W celu wzięcia udziału w imprezie zakupił on pięcioletni wprawdzie, ale wciąż wspaniały, amerykański samochód Packard, który miał szanse na godne reprezentowanie swojego właściciela pod kasynem. Hrabia postanowił iść na całość i wystartować z najdalszego możliwego miejsca – Tallina. Jedynym szczegółem mogącym przeszkodzić mu we wspaniałej Przygodzie był brak umiejętności prowadzenia auta, ale to przecież nie był problem – wystarczyło wynająć odpowiedniego szofera. A najlepiej dwóch, by prowadzili na zmianę. Znalezienie odpowiednich ludzi, a także przygotowanie auta, zlecił Łubieński warszawskiej firmie Auto-Service, mieszczącej się przy Nowym Świecie 9 i prowadzonej przez niejakiego Józefa Łepkowskiego. Ten rzutki przedsiębiorca, doskonały manager i dealer wielu czołowych marek samochodów, znał właściwych kandydatów: polecił hrabiemu jednego z majstrów ze swego warsztatu, Aleksandra Mazurka, oraz znanego już wtedy automobilistę, a swojego znajomego, Witolda Rychtera. Jak dokładnie wyglądało Rallye Monte Carlo ’35 zza kierownicy luksusowego Packarda, przedstawię Wam więc niebawem. Oczywiście z całym mnóstwem fotografii z archiwum rodziny Rychterów. Przypominam, że start Pierwszego Grand Prix Polski Pojazdów Zabytkowych im. Witolda Rychtera odbędzie się w Warszawie 17 września. Wszelkie informacje znajdziecie pod adresem Wszystkie fotografie do niniejszego artykułu udostępnił mi Pierre-Philippe Tazumar, właściciel strony
Look up the Polish to German translation of pospolite ruszenie in the PONS online dictionary. Includes free vocabulary trainer, verb tables and pronunciation function. Jedzenie, ubranie oraz dach nad głową są potrzebne, ale to nie wszystko. Potrzebne jest również wsparcie życiowe i psychologiczne. Uchodźcy z Ukrainy mogą być szansą dla rynku pracy i usług w Polsce. Wszystko jeszcze może pójść dobrze. Ale może też pójść źle – mówi Bassam Aouil, psycholog, który udziela darmowego wsparcia psychologicznego ofiarom rosyjskiej inwazji. NEWSWEEK: Uchodźcom z Ukrainy dajemy jeść i miejsce do spania. To na razie wystarczy? BASSAM AOUIL: Jedzenie, ubranie oraz dach nad głową są potrzebne, ale to nie wszystko. Potrzebne jest również wsparcie życiowe i psychologiczne. Już, teraz. I nie na zasadzie zrywu czy akcji, ale zorganizowanej, systemowej, wielowarstwowej opieki uwzględniającej sytuację indywidualną, stan zdrowia, wiek, płeć.
Traduzioni in contesto per "masse (pospolite ruszenie) only" in inglese-italiano da Reverso Context: The king could promulgate new laws, raise taxes, or call for a levée en masse (pospolite ruszenie) only with the consent of the sejmiks, and the nobility were protected from judicial abuses.
Lista słów najlepiej pasujących do określenia "pospolite ruszenie we Francji":RUCHZRYWWICILYONNANCYREIMSRENNESLOARAŻAKIETVIRITIMFYRDTULONMADAMERODANSEDANWERSALEUROSEKWANABRESTHAK c0z36. 432 15 41 484 451 221 148 90 47

pospolite ruszenie we francji